Hej :)
Dziś post na szybko z ulubieńcami minionego miesiąca. Nie jest tego dużo, bo jakoś tak nie chce mi się powtarzać specjalnie ulubionych kosmetyków z poprzednich miesięcy, a poza tym to jakoś nie miałam wielkiego szału na kosmetyki w styczniu, pewnie dlatego, że byłam bardzo zapracowana. W związku z tym, że ostatnio jakoś ciężko mi się zebrać na recenzje kolorówki, postanowiłam przy ulubionej w tym miesiącu kolorówce pokazać również jej swatche, w razie jakby te kosmetyki Was zainteresowały, bo nie wiem kiedy doczekacie ich recenzji ;) Także jak ktoś jest ciekaw moich ulubieńców stycznia, zapraszam do czytania :)
Pielęgnacja
W tej kategorii mamy całe 5 kosmetyków :D
Styczeń to był wielki powrót do mojej dwufazowej odżywki L'Biotica Biovax z jedwabiem i proteinami mlecznymi. Coraz lepiej rozumiem potrzeby moich włosów i widzę, że od jakiegoś czasu mają problem ze zbyt wysokim poziomem nawilżenia i niedoborem protein, to postanowiłam im te proteiny dostarczyć - proste ;) Mimo, że odżywka jest bez spłukiwania, nie obciąża mi włosów.
Zachwycił mnie olejek do włosów Schauma Beauty Oil, którego recenzję wrzucę jutro (obiecuję :D). Na samym początku składu mamy silikony, ale jest w nim też sporo dobroczynnych olejków. Ja w związku z tym stosuję do na co dzień do ochrony końcówek i podczas stylizacji jako termoochronę. I rzeczywiście końcówki są mniej podatne na uszkodzenia mechaniczne, a przy tym nie są przesuszone. Ot, taki bardziej ekonomiczny (ok. 17 zł/75 ml) odpowiednik serum wzmacniającego A+E L'Biotica Biovax (ok. 13 zł/15 ml), który również zawiera w sobie silikony.
Urzekł mnie również intensywny krem do pielęgnacji stóp Fusswohl 10% Urea. Ma przyjemny zapach, nie jest zbyt treściwy, a jednocześnie dobrze nawilża i zmiękcza skórę stóp. A to wszystko za ok. 5 zł, więc naprawdę jestem zadowolona.
Z ważnych kosmetyków do pielęgnacji ciała zapomniałam jeszcze zrobić fotkę maści z witaminą A, ale o niej chyba już trzeci miesiąc z rzędu bym się produkowała, więc jak ktoś jest ciekawy, to zapraszam żeby zajrzał choćby do ulubieńców stycznia. Ja stosuję tą maść jako balsam do ust na noc i na miejscowe przesuszenia i pęknięcia skóry (mój ukochany ma np. problem ze skórą dłoni pękającą od mrozu i ta maść naprawdę przyspiesza gojenie tych pęknięć).
Krem brzozowo-rokitnikowy Sylveco w wersji słoiczkowej (na noc) ocalił w minionym miesiącu moją skórę, gdy miałam problem z jej podrażnieniem i przesuszeniem. Już po kilku dniach stosowania zauważyłam ogromną różnicę. Ku mojemu zdziwieniu krem również mocno przyspieszył gojenie zmian trądzikowych, więc wygląda na to, że zaprzyjaźnimy się na dłużej.
Ulubieńcem do pielęgnacji ust był z kolei rumiankowy sztyft Alterra. Zakupiłam go do olejowania rzęs w maju poprzedniego roku, ale jakoś miałam lenia do regularnego olejowania rzęs i w końcu dałam sobie z nim siana. Szkoda mi było, że ta pomadka leży i się marnuje, więc zaczęłam jej używać, gdy skończył mi się sztyft FlosLek Winter Care i jestem po prostu oczarowana jak lekka jest powłoka, jaką zostawia sztyft Alterra na ustach i jak dobrze przy tym nawilża i zmiękcza usta. Świetnie sprawdza się w klimatyzowanym pomieszczeniu, gdzie moje usta co chwilę są wysuszone na wiór, jeśli odpowiednio o nie nie zadbam.
Kolorówka
No i przechodzimy do kolorówki. Tu już, zgodnie z obietnicą, pojawią się również swatche.
W styczniu najczęściej używałam na zmianę pokazanych powyżej trzech szminek. Catrice LE Hollywood Fabulous 40ties nr C02 Holly Rose Wood (intensywny, ciemny, matowy róż) nakładałam, gdy miałam ochotę na mocniej podkreślone usta. Moim zdaniem jest to świetna propozycja kolorystyczna na zimę (choć w tej chwili raczej już jej nie dorwiecie, bo to limitka z 2012 roku, no ale na rynku mamy coraz większą paletę kolorów matowych szminek w rozsądnych cenach, więc z pewnością jesteście w stanie kupić coś podobnego). Kiedy chciałam mieć nieco jaśniejszy kolor ust, które jednocześnie nadal miały być dobrze podkreślone (żeby ożywić twarz), to stawiałam na szminki Rimmel by Kate nr 16 (kremowa) i nr 102 (matowa, której recenzję znajdziecie TUTAJ).
Nadal mam wkręt na bardzo subtelne konturowanie i nadal używam do tego celu pudru matującego Sephora, w którym, jak widać, zużycie jest ogromne. Na palcach jednej ręki jestem w stanie policzyć ile razy w ciągu ostatnich 3 miesięcy go nie używałam ;) Pigmentacja, jak widzicie, jest słaba, ale o taką mi właśnie chodziło, żeby tą twarz naprawdę subtelnie wykonturować. Sam kolor pudru wpada w oliwkowe tony, więc dobrze jest go używać z podkładami barwy bardziej żółtej, ewentualnie neutralnej. Różowe podkłady odpadają - będzie to wyglądać dziwnie.
Polubiłam się też bardzo z rozświetlaczem Ladycode by Bell z Biedronki. Jest on białawy i naprawdę chłodny, co pokazują swatche. Jednak, gdy nałożymy go z umiarem, naprawdę dobrze wtapia się w makijaż i nie odcina się od niego, ani nie jest nachalny. Ot, takie ładne, dzienne rozświetlenie. Ponadto lubię go używać jako cienia rozświetlającego do powiek - jest w tej roli naprawdę świetny. Jest nieco mniej trwały niż Mary-Lou Manizer, ale za cenę 12 zł nie oczekuję aż takiej trwałości, jaką daje kosmetyk za 62 zł.
Ostatnim już ulubieńcem jest maskara do brwi Wibo Eyebrow Stylist. Ma ładny kolor i wystarczą mi 2 machnięcia, by sensownie podkreślić brwi, gdy bardzo się spieszę. Poza tym tusz się nie maże i jest bardzo trwały.
A na koniec w ramach bonusu pożegnalnego macie moje dzisiejsze wieczorne domowe spa. Czekam więc teraz na Shreka, zamiast na księcia z bajki :D
Nie mam tak przetłuszczonych włosów, jakby co - jest na nich olej kokosowy ;) |
Dajcie znać czy znacie któryś z pokazywanych przeze mnie kosmetyków i jak się on u Was sprawdził. Życzę Wam miłego wieczoru i udanego weekendu :)
Avenindra.
Miałam rumiankową pomadkę Alterra i używałam jej do ust. Teraz zastanawiam się nad jej ponownym kupnem i smarowania nią rzęs.
OdpowiedzUsuńJa na razie mam lenia do olejowania rzęs. Ale jak mi przejdzie i stwierdzę, że znowu chcę olejować, to oczywiście zakupię kolejny sztyft :)
Usuń