sobota, 30 czerwca 2012

Rozdanie avonowe na blogu Sandii

W to piękne letnie popołudnie (no może nie tak piękne, bo przez Toruń właśnie przeszła burza :P), zapraszam Was na rozdanie na blogu Sandry. Do wygrania są kosmetyki marki Avon, której kosmetyki nie są wcale takie złe jak twierdzą niektórzy - w każdej marce można znaleźć jakieś perełki ;) Rozdanie trwa do dziś do północy, więc musicie się pospieszyć. Szczegóły znajdziecie tutaj: http://sandra-lip.blogspot.com/2012/06/rozdanie.html


Serdecznie zapraszam do rozdania i życzę Wam powodzenia :)

Recenzja pudru mineralnego Jadwiga do cery tłustej i trądzikowej

Dzisiaj kolejna recenzja. Mam nadzieję, że nie macie dość, bo zaplanowałam już kilka kolejnych ;) Do tego dzisiaj późnym popołudniem, jak nie to najpóźniej jutro, pojawi się kolejny makijaż wieczorowy, który będę miała dziś na imprezie. Przechodzę do rzeczy, bo znowu robię off topa.

Dzisiaj zatem popularny ostatnimi czasy puder mineralny do cery tłustej i trądzikowej firmy Jadwiga.


Jak usłyszałam o tym kosmetyku, z początku podeszłam do niego dość sceptycznie. Nie wiem - może nazwa marki mnie zniechęciła, albo nie mogłam uwierzyć, że za taką cenę można kupić dobry puder. Do tego jestem posiadaczką bardzo wymagającej cery - mieszana, wrażliwa, trądzikowa (mieszanka wybuchowa po prostu). Ale widząc tyle pozytywnych opinii wizażanek i blogerek o tym pudrze, nie mogłam pozostać wobec niego obojętna. Zaryzykowałam i klinkęłam na allegro ;)

Za puder łącznie z wysyłką poleconą zapłaciłam 25 zł, co jak za 30 g pudru mineralnego, jest faktycznie ceną korzystną.

Używam tego pudru od tygodnia. Już na dzień dobry zachwycił mnie skład kosmetyku. Jest krótki i zawiera zdrowe dla naszej twarzy minerały:  kaolin, francuską zieloną glinkę montmorillonite i tlenek cynku. Skład krótki i treściwy - czego chcieć więcej? ;)



Puder jest transparentny, idealnie dostosowuje się do kolorytu mojej buzi i podkładu. Trzyma mat prawie cały dzień (wieczorem twarz nie jest już matowa, ale nie jest też to typowe błyszczenie się, tylko bardziej taki naturalny blask). Świetnie utrwala makijaż. Nie wysusza, nie ściąga skóry, nie zapycha porów, jest lekki, nie daje efektu maski.

Przejdę teraz do jedynego minusu, jaki wówczas zauważyłam, to to, że trzeba go otwierać wieczkiem do dołu, żeby zawartość wysypywała się na podłogę czy ubrania (zwłaszcza ciemne). Utrudnia to też utrzymanie opakowania w czystości. No ale to normalne, że puder sypki łatwo się osypuje i również przy aplikacji pędzlem trzeba na to uważać. Ja wysypuję trochę pudru na wieczko i merdam w nim potem pędzlem Hakuro H50, który idealnie nadaje się do aplikacji tego pudru.



Termin ważności mojego pudru to prawie 2 lata i pewnie w tym czasie zdąrzę do zużyć :)

Zastrzegam, że moja recenzja będzie jeszcze zaktualizowana, gdyż po tak krótkim czasie nie mogę napisać o długofalowym działaniu tego pudru - ciekawa jestem czy wpłynie jakoś na moją cerę. No i nie wiem jeszcze czy produkt ten będzie wydajny. Także pewnie za 2-3 miesiące możecie się spodziewać aktualizacji. Na pewno będę używać tego pudru codziennie, żeby zobaczyć czy wpłynie na stan mojej cery. No i poza tym kosmetyk ten przypadł mi do serca :)

Ocena: 4,5/5 (odjęłam 0,5 za problemy z utrzymaniem opakowania w czystości).

Wellaton Pianka Trwale Koloryzująca: Egzotyczna Czerwień 55/46

Nie ma to jak pisać posta w środku nocy, zamiast spać :P A jeszcze sprzątanie na mnie czeka ;) Ostatnio ciągle jestem zalatana, ale akurat dziś farbowałam włosy, więc tchnęło mnie na tego posta. Przechodzę zatem do tematu.

Już drugi raz zafarbowałam włosy pianką Wellatonu w kolorze Egzotyczna Czerwień (55/46). Można się zatem domyślić, że jestem z tego produktu zadowolona, skoro zdecydowałam się na niego drugi raz z rzędu ;)



Zawsze denerwowało mnie to, że musiałam prosić o pomoc w farbowaniu siostrę, czy kogoś innego, więc musiałam się do tej osoby dostosowywać czasowo itd. Teraz po prostu sama wszystko robię i jestem zadowolona z efektu. A wszystko to za ok. 23 zł (szkoda zatem kasy na fryzjera, skoro w sklepach mamy dobre farby w przystępnych cenach, które możemy sobie zaaplikować bez niczyjej pomocy).

W środku mamy instrukcję, rękawiczki, duży pojemnik z emulsją, mały pojemnik z kremem koloryzującym, atomizer i balsam utrwalający kolor.


Do pojemnika z emulsją wlewamy krem koloryzujący, nakładamy atomizer, zakręcamy, wstrząsamy aż wytworzy się gęsta piana i gotowe - możemy zacząć farbowanie. Piankę wyciskamy mocno naciskając pojemnik, nabieramy na dłonie (w rękawiczkach oczywiście) i nakładamy na włosy jak szampon (ja jeszcze dodatkowo wczesuję grzebieniem). Farbę należy spłukać po 40 minutach, po czym należy nałożyć balsam utrwalający kolor i jego po kilku minutach też spłukać. Ja ten balsam uwielbiam - pięknie pachnie, włosy są po nim miękkie, gładkie, lepiej się rozczesują. Należy go nałożyć róznież 2 i 4 tygodnie po farbowaniu. Kolor utrwala całkiem całkiem - faktycznie mocniej zaczyna blaknąć po 6 tygodniach (ja ostatnio farbuję co ok. 3 miesiące, żeby nie katować zbyt mocno moich włosów, którym szkodził moskiewski klimat). Farba natomiast jest bardzo wydajna - 1 opakowanie pianki starcza na dokładnie pokrycie moich długich włosów.

Kolor na początku jest dość ciemny - u mnie jest to ciemna wiśnia (fotka poniżej). Natomiast po około dwóch tygodniach wypłukuje się do ciemniej chłodnej czerwieni, takiej bordowej (co możecie zobaczyć na moich zdjęciach z makijażami). Kolor jest wtedy dokładnie taki jak na pudełku od tej farby.

Niestety przez co najmniej tydzień (do dwóch nawet) po farbowaniu musimy się borykać z tym, że kolor dość mocno wypłukuje się podczas mycia, więc brudzi nam ręczniki, brodzik od prysznica itd. Ja przez ten czas po każdym myciu suszę włosy suszarką (chłodnym nawiewem oczywiście), żeby nie brudziły mi szlafroka czy innych elementów garderoby.

Nie wiem dlaczego na tym zdjęciu kolor wydaje się lekko brązowawy. Zapewniam, że to ciemna wiśnia. Jak widać po skórze głowy, fotka robiona pewnie z dzień czy dwa po farbowaniu.


Ja tę farbę polecam. Jestem z niej bardzo zadowolona i pewnie będę nią farbować włosy, dopóki kolor mi się nie znudzi.

Ocena: 5/5

piątek, 29 czerwca 2012

Rozdanie u MATLEENA

Cześć dziewczyny!
Dzisiaj rekomenduję kolejne rozdanie, tym razem u MATLEENA (która jest bardzo zdolną wizażystką swoją drogą, więc zachęcam do obserwacji jej bloga i obejrzenia makijaży). Nagrody są naprawdę ciekawe, więc warto o nie powalczyć. Macie czas do 10 lipca.
Listę nagród oraz regulamin znajdziecie tutaj: http://matleenamakeup.blogspot.com/2012/06/kolejne-rozdanie.html


środa, 27 czerwca 2012

Recenzja paletki Essence Sun Club odcień 01 Soutch Beach

Wreszcie recenzja paletki Essence Soutch Beach. Seria Sun Club zawiera 2 paletki - druga to nudziaki, zapomniałam jej nazwy. Sporo dziewczyn skusiło się właśnie na nudziaki i się zawiodło, bo kolory wyglądają na powiece mdło i zlewają się w jeden. Ja lubię zabawę kolorem, więc wybrałam Soutch Beach.

Cienie te prezentują się następująco:



A tutaj swatche:


Do paletki załączony jest aplikator z pędzelkiem. Pacynki czasami używałam do nakładania cienia na mokro, jednak ostatnio przerzuciłam się już na pędzel syntetyczny Hakuro H60, który radzi z tym sobie dużo lepiej. Kolory z paletki są dość ciekawe - stworzymy z nich zarówno zwykły dzienny nudziak, jak i bardziej szalony i kolorowy makijaż. Te 3 niebieskości plus żółć i pomarańcz dają faktycznie wrażenie takiego zachodu słońca nad ciepłym morzem, czyli nazwa Soutch Beach jak najbardziej trafna.

Pigmentacja cieni na sucho jest średnia, na mokro rewelacyjna. Niektóre cienie są tempe (zwłaszcza pomarańcz, przy którym trzeba naprawdę się napracować, by solidnie nabrać go na pędzel), inne z kolei są bardzo miękkie i dość szybko się przez to zużywają (najbardziej beżowy). Złoty cień to w zasadzie same drobinki, co z początku mi się nie podobało. Jednak okazuje się, że można tym kolorem fajnie urozmaicić po prostu wszystkie inne cienie, których używamy - jeżeli chcemy żeby były bardziej rozświetlające, można nałożyć pędzelkiem delikantie na sucho taką złotawą mgielkę, gdyż te drobinki są bardzo drobne. Cienie przy aplikacji lubią się osypywać. Bez bazy słabo je widać i krótko się trzymają, na bazie trzymają się jakieś pół dnia (ok. 6 godzin). Nie są to cienie typowo perłowe, są bardziej satynowe, albo lekko perłowe. Niektóre z nich zawierają drobinki - brąz ma dużo złotych drobinek, beż też ma trochę, a złoty to same drobinki. Żywsze kolory są bez drobinek. Moim ulubionym kolorem w tej paletce jest zdecydowanie ten beżowy (czego można się domyślić po widoczności zużycia). Nadaje się jako samodzielny cień na powiekę, ale ja najczęściej używam go do rozcierania, w czym spisuje się świetnie. Niestety w rozcieraniu ma jeden poważny minus - drobinki, które lepiej wyglądają na ruchomej powiece niż w załamaniu :/ Dlatego pewnie będę za jakiś czas szukać matowego odpowiednika tego cienia w Inglocie, gdyż jest to dla mnie kolor niezbędny w codziennym makijażu.

Wracając do paletki - 8 cieni waży 7,5 g (więc są trochę małe). W Polsce kosztują ok. 13 zł (ja kupowałam w Rosji i tam kosztowały ok. 24 zł).

Podsumowując: Jeżeli ktoś posiada bardzo małe fundusze i chce się pobawić kolorem, może spróbować kupić właśnie tą paletkę. Niektóre cienie, zwłaszcza beż, bardzo przypadły mi do gustu. Jak ktoś może wydać nieco więcej, to polecam jednak kupić Sleeka, gdzie z wysyłką za ok. 36 zł mamy 12 cieni o wadze 1,1 g każdy i super pigmentacji. Ogólnie Sleek jest lepszy jakościowo. Ale jeśli ktoś zaczyna bawić się w makijaże, ma mniejsze fundusze i chciałby się czasem trochę pobawić kolorem, jak i móc zrobić makijaż nude na co dzień, to może zainwestować w tą paletkę. Cienie te mają małą pojemność, więc jak któregoś nie będziemy używać, nie będzie takiego żalu że się marnuje, no i mamy duże szanse na zużycie cieni przed upływem terminu ważności.

Ocena: 3/5

Makijaż # 4: Fioletowo-beżowy makijaż wieczorowy

Znowu makijaż samych oczu, gdyż ostatnio ciągle mam wenę na różne ciekawe makijaże oczu i nie widzę potrzeby fotografowania reszty mojej buźki. Makijaż wg mnie bardziej wieczorowy, lekko przydymiony. Mnie w sumie posłużył on za makijaż dzienny, nawet poszłam tak do mojego promotora - a co ;) I pierwszy raz mi się chyba zdarzyło, że makijaż oka utrzymał mi się idealnie przez cały dzień - używałam cienie różnych marek i nic się nie starło, ani nie zrolowało, baza ta sama co zwykle też, czyli korektor z Rimmela. Może jakieś cieńsze warstwy mi dziś wyszły, bo makijaż był robiony na szybko ;) Taka totalna improwizacja zresztą, która zaczęła się od kreski wykonanej fioletową kredką z Avonu. A oto efekty tej wielkiej improwizacji:




Jeśli chodzi o cienie to użyłam: jako bazowy rozświetlacz z paletki Avon Pink Sand, na całą ruchomą powiekę beżowy z paletki Essence Sun Slub Soutch Beach, w załamanie brąz z paletki Avon Pink Sand, śliwkowy z paletki Sleek Darks, na dolną powiekę bordowy z paletki Sleek Darks, w kąciku biały z paletki Sleek Darks.


poniedziałek, 25 czerwca 2012

Makijaż # 3: Bordowy makijaż z paletką Sleek Darks

Hej.
Od trzech dni bawię się paletką Sleek Darks. Gdy tylko zobaczyłam ją w necie bez wahania zamówiłam, ponieważ pierwszy raz zobaczyłam paletkę Sleeka, w której tak bardzo odpowiadały mi wszystkie kolory, to było jak objawienie ;) Poza tym lubię cienie matowe, tylko w tym przypadku trochę obawiałam się o jakość, na szczęście nie zawiodłam się. Recenzję paletki napiszę za jakiś czas - chcę ją jeszcze postestować (nie próbowałam jeszcze np. na mokro). Na razie mogę napisać, że ciemniejsze cienie trochę ciężko się rozcierają. Niektóre cienie się kruszą i osypują. Jeden z cieni jak dla mnie jest zbyt twardy i toporny, trzeba się trochę pobawić, żeby nabrać go na pędzelek (ale może tylko mnie się tak trafiło). Ale generalnie póki co jestem zadowolona. Kolorki są piękne i mimo że mam jasny i chłodny typ urody a większość cieni jest ciemna, potrafię wyczarować nią efektowny makijaż, fajnie podkreślający oko, w którym nie wyglądam jak zoombie. Ta paletka daje mi mnóstwo inspiracji do zabawy ciemniejszymi kolorami i taki makijaż nie musi być wcale ciężki czy smutny.

Dzisiaj na przykład wykonałam makijaż oka całkowicie matowy i nie uważam, żeby był smutny czy ciężki. Ja zamierzam wyjść w nim zaraz na ulicę, więc w moim przypadku będzie to makijaż dzienny (ale ja lubię szaleć z kolorami). Dla kogoś mniej odważnego, kto na dzień maluje się delikatnie, może to być ciekawa propozycja na wieczór.



 Jako cień bazowy użyłam kremowego cienia, potem na całą powiekę nałożyłam cień beżowy (czy wielbłądzi jak twierdzi Katosu ;) ), następnie od zewnętrznego kącika na niemal całą powiekę (poza wewnętrznym kąciciem) wyciągałam cień bordowy. Od wewnętrznego kącika ku środkowi wyciągałam z kolei kolor wielbłądzi, by stworzyć ładne przejście. W załamanie nałożyłam cień śliwkowy. Na dolną powiekę nałożyłam ciemną butelkową zieleń gdzieś na długość 2/3 powieki, pozostałą część (bliżej wewnętrznego kącika) pokryłam białym cieniem, którym rozjaśniłam także wewnętrzny kącik i łuk brwiowy. Następnie potuszowałam rzęsy maskarą z Rimmela i zrobiłam brwi tak jak zawsze.

Mam nadzieję, że propozycja przypadnie Wam do gustu. Mnie bardzo się podoba, gdyż super podkreśla kolor mojej szarej tęczówki.

niedziela, 10 czerwca 2012

Rozdanie na blogu kosmetyczne-pokusy

Hej kochani!
Zachęcam Was do udziału w rozdaniu na blogu http://kosmetyczne-pokusy.blogspot.com Jest to blog poświęcony kosmetykom naturalnym, który śledzę na bieżąco - autorka pisze o naprawdę świetnych, ciekawych kosmetykach, nie tylko tych drogich, ale też o takich, na które stać każdą z nas i które nie mają w składzie połowy tablicy Mendelejewa. Razem z firmą Annabelle Minerals autorka zorganizowała rozdanie podkładów mineralnych tejże marki. Wybrany przez siebie podkład mineralny (10 g) wygrają aż 3 osoby. Zgłoszenia można przesyłać do 21 czerwca 2012.

Więcej szczegółów znajdziecie na stronie: http://kosmetyczne-pokusy.blogspot.com/2012/06/rozdanie-z-annabelle-minerals.html