piątek, 31 stycznia 2014

Serum Argan&Neroli Stara Mydlarnia

Hej :)

Przepraszam Was za kilkudniową nieobecność - byłam zapracowana i przemęczona. Chyba za dużo ostatnio daję z siebie w pracy i ciągłe przemęczenie i stres skutkuje spadkiem odporności. Dlatego dzisiaj zamiast na imprezie firmowej, siedzę w łóżku z laptopem na kolanach i piszę dla Was notkę ;) Jutro rano z kolei wyjeżdżam na weekend. Coś tam będzie się automatycznie publikować, ale będą to tylko recenzje kosmetyków (na ulubieńców, denko i inne ciekawsze notki, które mam w planach, musicie poczekać do przyszłego tygodnia). Trochę dużo tu od dłuższego czasu kosmetycznych recenzji i nie ukrywam, że moim zdaniem wprowadza to pewną monotonię na blogu i trochę mi się to przykrzy. Chcę, żeby blog się rozwijał, a ja razem z nim, więc planuję rozszerzenie jego tematyki, no ale o tym innym razem.

A dziś zapraszam Was na recenzję serum Starej Mydlarni Argan&Neroli, o ile nie macie jeszcze dość moich recenzji ;)


piątek, 24 stycznia 2014

Styczniowe nowości w kosmetyczce

Hej :)

Wczoraj nie wyrobiłam się z tym postem, to wrzucam go dzisiaj. Pomyślałam, że już czas na zaprezentowanie styczniowych nowości, choć jeszcze tydzień do końca miesiąca, bo i tak nie planuję żadnych urodowych zakupów w ciągu kolejnych dni - wszystko co jest mi potrzebne już mam, o taka szczęśliwa ze mnie kobieta ;)

W styczniu w zasadzie nie było jakoś wiele tych zakupów i większość z nich to rzeczy potrzebne, choć bez drobnych przyjemności też się nie obeszło. Nie szalałam na wyprzedażach, bo i nie miałam na to czasu. Zresztą szykują mi się teraz inne wydatki, to w sferze kosmetycznej staram się ograniczać, zwłaszcza, że jakiś czas temu zakupiłam stożkową lokówko-prostownicę Babyliss (o taką KLIK) i pochłonęła ta impreza trochę kasy. Sklerotyczka ze mnie i zapomniałam zrobić jej zdjęcie, musicie mi to wybaczyć. Ale na pewno za jakiś czas będzie jej recenzja. Nie jakoś prędko, bo jeszcze się jej uczę (chyba już wspominałam kiedyś, że jestem sierotą w kategorii układania włosów :P).

No ale przejdźmy do innych nowości :)


W pierwszej połowie miesiąca któryś kosmetyk (jestem w trakcie sprawdzania który) mocno podrażnił i przesuszył moją skórę. Przez kilka dni miałam ochotę zmyć makijaż zaraz po jego nałożeniu i zadrapać twarz na śmierć, no ale w pracy jakoś chcę wyglądać, więc się powstrzymałam. Postanowiłam więc pobiec do sklepu zielarskiego i na ratunek kupić krem brzozowo-rokitnikowy z betuliną Sylveco (ok. 30 zł). Nakładam go na noc oraz na dzień, jeśli nigdzie nie wychodzę. Chciałam też kupić jakiś fajny tonik nawilżający, myślałam o Fitomed, ale te sklepy zielarskie, które odwiedziłam akurat go nie miały, więc bez przekonania wzięłam na promocji w Rossie (11,99 zł) tonik nawilżający Bourjois, bo ich micel u mnie się sprawdza. Tonik okazał się być również całkiem niezły, ale ten Fitomed nadal nie wyszedł mi z głowy ;) No i kupiłam moje ulubione odżywcze maseczki Lirene, żeby dać twarzy bombę witaminową. Miałam jeszcze maseczki nawilżające Lirene, ale już je zdenkowałam (takie sobie, szczerze mówiąc, no i miały parafinę w składzie).

Kuracja nawilżająca pomogła (dorzuciłam jeszcze serum arganowe) i chwała jej za to.



U mojej konsultantki Avon zamówiłam wodę perfumowaną Outspoken by Fergie. Kilka razy już miałam próbki i w tym sezonie wreszcie zdecydowałam się na kupno w promocyjnej cenie 55 zł. Coś czuję, że będzie to jeden z moich ulubionych zapachów. Zamówiłam też mgiełkę nabłyszczającą do włosów Advande Techniques (13,99 zł w promocji). Przeczytałam na Wizażu, że jest bardzo dobra, więc postanowiłam wypróbować.



Jedyne zakupy kolorówkowe poczyniłam ostatnio na wyprzedaży w Biedronce. Skusiły mnie do nich testy "Pierwsze wrażenie" na drugim kanale Digitalgirl. Zdecydowałam się na krem DD Ladycode (produkowany przez Bell) w kolorze 01 Light Beige (uwaga bladziochy - jest naprawdę jasny, dla mnie nawet lekko za jasny!!! :D nie jest też świnkowy, tylko neutralny, a krycie ma przy tym całkiem niezłe) oraz rozświetlacz Ladycode Highlighter Glow Skin Powder (nałożony w dużej ilości może bielić, jest wybitnie chłodny, ale fajnie stapia się z resztą makijażu). Łącznie zapłaciłam za te 2 rzeczy ok. 25 zł.




Teraz zawieje nudą, bo pokażę Wam zakupy rutynowe. Mamy tu moją farbę do włosów Wellaton w piance w odcieniu Wulkanicznej Czerwieni, puder Babydream (stosuję na podrażnienia po goleniu) oraz krem do stóp intensywnie nawilżający 10% Urea FussWohl (dałam mu szansę, bo ma świetne noty na KWC).




Kolejna rutyna, tym razem z Hebe. Wzięłam na promocji na wypróbowanie płyn 2-fazowy Garnier (ok. 11 zł; o zgrozo, od kilku miesięcy nie miałam płynu 2-fazowego, no ale micel Bourjois jednak dość dobrze radzi sobie z demakijażem oczu, problemy ma tylko z niektórymi maskarami i właśnie dlatego awaryjnie wolę mieć gdzieś schowany jakiś płyn 2-fazowy). Kupiłam też serum arganowe Delia (ok. 12 zł) na miejsce zdenkowanego ze Starej Mydlarni. No i wzięłam w promocji kremowe serum odmładzające do rąk Tołpy, bo mazideł do rąk w małej pojemności do torebki nigdy za wiele :D




W Naturze natomiast zakupiłam kolejną tubkę kremu bio-ochronnego FlosLek Winter Care, który recenzowałam Wam ostatnio TUTAJ.



Otrzymałam też kolejną paczkę Nowości od Rossmanna, a w niej znalazły się: 
  • nowy zapach AmbiPur (wiosenne kwiaty), 
  • świeca pieńkowa Bolsius, zielona herbata Dilmah, 
  • saszetka z ozdobami do paznokci Wibo, 
  • podkład MissSporty SoClear nr 002 (ajć, za ciemny :/), 
  • antyperspirant w spray'u Garnier Mineral Invisible (do wszystkich kolorów ubrań),
  • suchy szampon Dove,
  • odżywka i szampon nabłyszczający Essence Ultime, 
  • bardzo mocno utrwalający czarny lakier Taft.


I to już wszystkie nowości w mojej kosmetyczce z tego miesiąca. Dajcie znać czy coś miałyście. No i pochwalcie się swoimi łowami wyprzedażowymi :)

Avenindra.

środa, 22 stycznia 2014

Bio-ochronny krem zimowy FlosLek Winter Care

Hej :)

Ostatnio było o top coat'ach. Teraz natomiast przygotowałam Wam całą serię recenzji kosmetyków do pielęgnacji twarzy, która rzadko się ostatnio pojawiała na moim blogu. Trzeba to nadrobić, ponieważ trafiłam w tej kategorii na kilka perełek w ostatnich miesiącach. Dzisiaj będzie o kremie ochronnym na zimę, który mnie odpowiada, ale zdaję sobie sprawę z tego, że dla wielu z Was nie będzie się nadawać. Dlaczego? Wyjaśnię to w dalszej części posta :)

wtorek, 21 stycznia 2014

Top coat Essie Good To Go

Hej :)

Pozostajemy jeszcze na chwilę z tematyce top coat'ów, ponieważ jeden z nich właśnie zdenkowałam, więc spieszę z jego recenzją. Mowa o słynnym, kultowym wręcz Essie Good To Go. Czy mnie urzekł tak samo jak inne użytkowniczki? Przekonajcie się w dalszej części posta :)

sobota, 18 stycznia 2014

Top coat Kobo z diamentowym pudrem

Hej :)

Wreszcie odpoczywam po bardzo pracowitym tygodniu (miałam urwanie głowy w pracy). Chciałam Wam wrzucić dziś jakąś recenzję, tylko nie wiedziałam jaką (miały być nowości Schwarzkopf w Rossmannie, ale zdjęcia nie wyszły i muszę je zrobić jeszcze raz). Znalazłam więc w odmętach komputera zdjęcia top coat'u Kobo z diamentowym pudrem. Nie używam go już od ponad pół roku, ale czuję się w obowiązku napisać Wam jego recenzję, żeby przestrzec Was przed jego kupnem.


Samo opakowanie topa wygląda bardzo estetycznie i od razu przypadło i do gustu. Pędzelek jest dość wąski, ale jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało w czasie użytkowania.


Top coat niestety nie przyspiesza wysychania lakieru. Wbrew deklaracjom producenta, nie przedłuża także trwałości kolorowego lakieru i nie nadaje mu większego połysku. Wychodzi więc na to, że to zwykły bezbarwny lakier do paznokci i tak właśnie przez dłuższy czas go używałam. Ale nawet w tej formie użycia szybko odpryskiwał.

Jedyny plus tego kosmetyku, to to, że nie gęstnieje tak szybko jak inne top coat'y, ale co nam to daje, skoro on tak naprawdę nie spełnia funkcji top coat'u? Koniec końców dodałam do niego kolorowy pigment i przerobiłam na szmaragdowy lakier do paznokci ;)


Cena i dostępność: 9,99 zł// 7,5 ml w Drogeriach Natura.

Top coat okazał się top coat'em nie być i stanowczo odradzam Wam jego zakup. Nie jest wart nawet tych 10 zł. Lepiej kupić 2 razy droższy, ale prawdziwy top coat.

A Wy jakich top coat'ów używacie? Może polecicie mi coś godnego uwagi? (Czaję się teraz na Sally Hansen Insta Dry, ale wiecznie jest wykupiony w moim Hebe. Essie Good To Go też uznałam za nie wart swojej ceny, ale o tym innym razem, więc szukam wciąż ideału)

Avenindra.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Żel pod prysznic Original Source Orange&Liquorice

Hej :)

Korzystając z tego, że jakimś cudem mam dziś trochę siły po pracy, zamieszczam Wam notkę z recenzją żelu pod prysznic Original Source Pomarańcza i Lukrecja. Trzeba korzystać z tej energetycznej passy, bo pewnie nie potrwa ona długo (na bank nie będzie notki w piątek, bo siedzę wtedy w biurze od 8 do 21 z długą przerwą na lunch - no wielka mi łaska :P może nawet skoczę wtedy z nudów na jakieś zakupy). Pewnie kojarzycie ten żel z grudniowych ulubieńców, więc z góry wiadomo, że go lubię. Ale zapraszam Was do czytania, jeżeli jesteście ciekawe co takiego mnie w nim urzekło. Od razu uprzedzam, że tym razem notka będzie naprawdę zwięzła, bo nie mam siły ani chęci, żeby nie wiadomo jak rozwodzić się nad żelem pod prysznic, któremu stawiam za zadanie jedynie mycie i nie przesuszanie mojej skóry ;)

niedziela, 12 stycznia 2014

Ulubieńcy grudnia

Hej :)

Przychodzę do Was z niespodzianką, czyli ulubieńcami grudnia, których miałam opublikować za kilka dni. Z powodu bólu kolana i tak muszę siedzieć na tyłku, więc nudzę się przed laptopem, to i znalazłam trochę czasu i weny, żeby wrzucić ulubieńców grudnia już dziś. Ciekawych zapraszam do lektury :)



Podkład Bourjois Flower Perfection - fajnie kryje, jednocześnie wyglądając na mojej twarzy bardzo naturalnie. Trafił nawet do ulubieńców roku 2013 (KLIK).

Puder kompaktowy Sephora nr 25 medium - używam go do konturowania twarzy, kiedy moja skóra jest bardzo jasna i chcę osiągnąć subtelny, naturalny efekt. Pisałam o nim też w ulubieńcach listopada (KLIK).

Róż Ladycode nr 1 - czyli róż produkowany przez Bell dla Biedronki. Ja określiłabym ten kolor jako taki frozen berry, przybrudzony róż, nieco chłodny, który bardzo naturalnie wygląda na twarzy jesienią i zimą. Świetnie współgra zarówno z pomadkami w kolorze cielistego różu, jak i fuksjowymi. O nim również pisałam w ulubieńcach listopada (KLIK).


Ulubieńcy roku 2013: pielęgnacja

Hej :)

Wreszcie przychodzę do Was z drugą częścią ulubieńców roku. Tym razem jedziemy z pielęgnacją. Nie publikowałam jeszcze ulubieńców grudnia, więc zrobię to za kilka dni. No, ale nie przedłużam już, bo nie chcę, żeby ta notka była tak długa jak z ulubieńcami do makijażu. Przedstawiam Wam zatem moich ulubieńców pielęgnacyjnych roku 2013 :) (wybaczcie brak części zdjęć, albo zdjęcia z niespójnymi tłami, ale niektórych z tych produktów nie mam aktualnie na stanie i musiałam szukać zdjęć po blogu i komputerze)


Pielęgnacja twarzy

Krem na dzień i na noc



W moim przypadku ulubionym w minionym roku kremem na noc jest Ziaja Kozie Mleko krem 2, którego recenzję znajdziecie TUTAJ. Jeśli chodzi o krem na dzień, to nie miałam zdecydowanego faworyta. Liczę na to, że odkryję coś świetnego w tym roku :)


piątek, 10 stycznia 2014

Styczniowe nowości marki Bourjois w Rossmannie

Hej :)

Postanowiłam, że dzisiaj Wam zrecenzuję 2 kosmetyki Bourjois, które dostałam do testów w paczce Nowości od Rossmanna. Produkty te weszły do sprzedaży w tym miesiącu. Myślę, że wielu z Was mogą się przydać te recenzje, ponieważ w polskiej blogosferze na razie mamy niewiele opinii o tych produktach, więc może moja opinia podpowie Wam czy warto w nie inwestować czy nie. A na tapetę bierzemy dziś CC krem 123 Perfect oraz eyeliner w pisaku Mega Liner. Jeżeli jesteście ciekawe czy te 2 kosmetyki u mnie się sprawdziły, zapraszam do czytania :)

CC Cream 123 Perfect


CC krem jest zamknięty w tubce (i może dlatego jego cena jest niższa niż ceny podkładów Bourjois). Ma ona przyjemną dla oka szatę graficzną. Tubka jest wąska i wysoka, dlatego ja muszę ją kłaść w szufladzie, bo na wysokość się nie mieści, kiedy stoi. Po odkręceniu tubki ukazuje się nam dzióbek zakończony otworem, z którego wydobywamy CC krem. Z czymś takim miałam też do czynienia przy kremie BB Bell (wersji drogeryjnej, nie Biedronkowej, o ile takowa się ukazała). Dozownik taki jest wygodny i łatwo wycisnąć z niego odpowiednią ilość CC kremu.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Ulubieńcy roku 2013: Kolorówka

Hej :)

Zgodnie z obietnicą przychodzę do Was z kolorówkowymi  ulubieńcami roku 2013. Od razu uprzedzam, że mam tutaj wiele kategorii, które zaczerpnęłam od dziewczyn z YT (m.in. RedLipstickMonster). Ja osobiście wolę właśnie takich bardziej rozbudowanych ulubieńców roku, żeby poznać jaki kosmetyk z danej kategorii dana blogerka uważa za najlepszy. W moim przypadku wygląda to tak, że w niektórych kategoriach nie mam faworyta, a w innych są 2 lub 3 ulubione kosmetyki. Głównym wyznacznikiem, poza poziomem zadowolenia, jest u mnie to czy zdecyduję się zakupić dany kosmetyk ponownie, gdy mi się on skończy, o ile będzie jeszcze dostępny. A przynajmniej takie kryterium sprawdza się moim zdaniem przy kolorówce, którą przecież zużywamy znacznie wolniej niż pielęgnację. Jeżeli o wyborze jakiegoś ulubieńca poza poziomem zadowolenia i kwestii ponownego kupna zadecydowały inne względy, to pewnie Wam o tym wspomnę.

No to jedziemy, bo kategorii jest sporo :D

MAKIJAŻ



Podkład

Kryjący Annabelle Minerals w kolorze Natural Fair (latem Natural Light). Jest to odpowiedni dla mnie podkład na większość roku. Nie używam go jedynie zimą. Świetnie sprawdza się u mnie również ich podkład rozświetlający i jego wygląd nawet bardziej mi się podoba, jednak ma znacznie mniejsze krycie niż formuła kryjąca, więc mogę sobie na niego pozwolić tylko, gdy moja cera ma lepsze dni. Szerzej o minerałach Annabelle Minerals pisałam TUTAJ.

Jeśli chodzi o podkład płynny na chłodna porę roku, to zdecydowanym faworytem jest Bourjois Flower Perfection nr 51. Używam go od ok. 1,5 miesiąca, ale już dostał się do ulubieńców roku, bo jeszcze nigdy nie korzystałam z jakiegoś podkładu płynnego z aż taką przyjemnością jak z tego. Uwielbiam proces jego aplikacji na twarz, bo daje mi odpowiednie krycie i ma idealny dla mnie kolor, co jest ewenementem (pierwszy raz nie muszę się bawić w mieszanie! :D). Ponadto dobrze się u mnie trzyma i ładnie się stapia z moją skórą, więc nie wygląda jak maska. No i najwygodniej aplikuje mi się go palcami, co bardzo usprawnia poranny makijaż. Ponadto przez cały czas stosowania nie wyrządził mojej cerze żadnej krzywdy. Tak więc nic dodać, nic ująć i cieszę się, że dałam marce Bourjois i jej podkładom drugą szansę :)




Puder

Zdecydowanie tutaj wygrywa Rimmel Stay Matte. Myślę, że macie go już nawet dość, bo często o nim piszę, więc te osoby, które jeszcze nie wiedzą za co ten puder cenię, odsyłam do recenzji (KLIK).




Korektor do cery i pod oczy

Pod oczy zdecydowanie Eveline kryjąco-rozświetlający. Używam go przez większość  roku i wydaje mi się najbardziej uniwersalny i odpowiadający moim potrzebom. W chłodnej porze roku przez niekorzystne warunki atmosferyczne, potrzebuję czegoś mocniejszego, co jeszcze lepiej utrzymuje się na twarzy i tu sprawdził się korektor Collection w kolorze nr 1 Fair. On z kolei nie nadaje się u mnie na wiosnę i lato - wtedy łatwo mi schodzi, rozmazuje się, no i wysusza mi skórę pod oczami. Zimą natomiast jest idealny, również pod względem koloru.

Jeśli chodzi o cerę, to szczerze mówiąc nie znalazłam jeszcze swojego hitu (to znaczy kiedyś znalazłam, ale kupiłam go za granicą, a nie jest dostępny w Polsce, więc od ponad roku już go nie używam). Może mi coś polecicie? ;)



Bronzer

Chyba nie mam jeszcze ulubionego. Mam aktualnie 4 produkty, których używam go przybrązawiania i konturowania i każdy z nich lubię za coś innego. Wybór zależy od tego jaki efekt końcowy chcę uzyskać. W tej kategorii cały czas jeszcze szukam ideału i mam jeszcze sporo produktów na liście do przetestowania (m.in. NYX Taupe, bronzer MIYO, MAC Harmony czy TheBalm Bahama Mama).




Róż

No to tu też będzie ciężka sprawa, bo jestem różomaniaczką :P Na pewno wykluczam świeższe nabytki. W sumie jakby mi ktoś miał zabrać wszystkie moje róże, których używam dłużej i zostawić tylko jeden, to wybrałabym raczej róż Kryolan dla GlossyBox. Jego jeszcze nie recenzowałam i nie wiem czy jest sens go recenzować, skoro nie jest dostępny w regularnej sprzedaży (choć z drugiej strony jego odpowiednikiem jest róż DownBoy TheBalm). Polubiłam go za dość chłodny, ale naturalnie wyglądający odcień różu. Naprawdę urzekł mnie ten kolor. Wspaniale wpasowuje się w słowiański typ urody o praktycznie każdej porze roku (jedynie latem używałam go trochę rzadziej). Lubię ten efekt dziewczęcej świeżości, jaki daje na policzkach. A ponadto jest wydajny i trwały.

Na zdjęciu zamieściłam również róż Avon Luminous w odcieniu Peach, bo jest to delikatny ciepły róż o satynowym wykończeniu. Wygląda bardzo naturalnie i nie można nim zrobić sobie krzywdy. W pierwszej połowie roku używałam go niemal bez przerwy.

Ostatnim ulubieńcem jest tutaj róż Essence Floral Grunge i jego wybrałam za ciekawy kolor. Nie sądziłam, że uda mi się kiedykolwiek znaleźć morelowo-łososiowy róż, w którym będę dobrze wyglądać. Jeżeli nałożymy go delikatnie jest praktycznie niewidoczny, ale bardzo ożywia twarz. Ma to coś skubaniec ;) Jego więc wyróżniłam za różowe odkrycie kolorystyczne roku (no po prostu ciekawy jest ten kolor, ma w sobie jakąś magię) :D Szerszą recenzję znajdziecie TUTAJ.




Rozświetlacz

Moja ukochana i wymarzona Mary-Lou Manizer oczywiście :D Też jeszcze jej nie recenzowałam, ale pisałam już w jakiś ulubieńcach miesiąca, że jest to rozświetlacz uniwersalny i jego efekt można stopniować. Ma kolor szampański i daje piękną taflę, bez tandetnych drobinek. Ponadto utrzymuje się od nałożenia aż do demakijażu bez żadnego uszczerbku, więc biję za to pokłony przed TheBalm. Mary-Lou może nie przypaść go gustu jedynie osobom, które boją się mocnego rozświetlenia, ale dla mnie jest świetna, bo przy odrobinie wprawy uzyskamy nią również bardziej subtelny efekt.




Baza pod cienie

Avon SuperShock. Też jej nie recenzowałam. Ja od bazy aż tak wiele nie wymagam, bo nie mam bardzo tłustych powiek i cienie się na nich dość dobrze trzymają. Ta baza może za bardzo nie podbija koloru, ale tego od niej nie wymagam. Wymagam natomiast przedłużenia trwałości cieni i wyrównywania kolorytu powieki, a te zadania baza Avonu całkowicie spełnia. Może jeszcze z czystej ciekawości wypróbuję ArtDeco, ale do Avonu na pewno będę wracać.




Cienie

Od jakiegoś czasu nie mam większego jaranka na cienie i w tym roku niewiele ich dokupowałam. Ale ulubionymi są zdecydowanie cienie Sleek, bo mają dobrą pigmentację, no i tych cieni używam najczęściej, niemal codziennie. Jeżeli miałabym wybrać jedną jedyną paletkę Sleek, którą mogę sobie zostawić, to byłaby to Oh So Special, bo ma dość neutralne kolory oraz subtelne odcienie różu, które odświeżają makijaż. Ta paleta to moje koło ratunkowe w makijażu oczu, gdy chcę ukryć niewyspanie ;) Mam jeszcze 3 inne marki, które bardzo lubię, ale na co dzień towarzyszy mi jednak głównie Sleek, może dlatego, ze biorę do ręki paletkę z fajnym lusterkiem i od razu w środku mam 12 dobrze skomponowanych ze sobą cieni, więc nie muszę szukać innych po szufladzie ;)




Kredka

Wszelkie kolory żelowej kredki Avon SuperShock. Cenię je przede wszystkim za trwałość, za głębokie, dobrze kryjące kolory i za to, że są świetną bazą pod cienie. Do hitów zaliczam również kredkę Max Factor w kolorze Natural Glaze, bo jest to najlepsza kredka, jakiej używałam go linii wodnej. Dla niektórych kolor może być zbyt różowy, ale mnie zwykle jest w porządku (no chyba że mam mocno zaczerwienione oczy). Powaliła mnie w niej natomiast jej trwałość. Zwykle przy moich mocno łzawiących oczach kredka z linii wodnej znika z max godzinę, a ta Max Factor trzyma się twardo cały dzień, może wieczorem już odrobinę schodzi, ale i tak jest super.




Eyeliner

Tu zdecydowanym faworytem jest żelowy Maybelline Lasting Drama w czarnym kolorze. Daje mocno czarną krechę, łatwo się go aplikuje, no i jest trwały - czego chcieć więcej od eyelinera?




Maskara

Max Factor 2000 Calorie - recenzja TUTAJ (brak jej na zdjęciu, bo aktualnie nie mam jej na stanie).

Jesienią natomiast pokochałam szczoteczkę do dolnych rzęs z maskary Maybelline Big Eyes - świetna do precyzyjnego podkreślenia tak marnych, dolnych rzęs, jak moje. Generalnie obie części tej maskary naprawdę bardzo mi przypasowały, zwłaszcza do dziennych makijaży, gdy chcę mieć precyzyjnie podkreślone rzęsy. Jest więc to trzeci w mojej karierze tusz do rzęs, do którego mam zamiar wracać.




Brwi

Tutaj moim zdecydowanym faworytem jest kredka do brwi Catrice nr 020 Date With Ash-tone (recenzja TUTAJ). Używam jej od ponad roku, stąd jej marny stan na zdjęciu. W ostatnich tygodniach eksperymentuję trochę z innymi kosmetykami do brwi, bo nie chce mi się lecieć po nową kredkę do Natury, ale w końcu pewnie pójdę ją kupić, bo coraz trudniej się maluje tym ogryzkiem :P


Sztuczne rzęsy

Nie mam jeszcze ulubionych rzęs (może dlatego, że do tej pory próbowałam tylko rzęsy dostępne stacjonarnie). Niemniej zauważyłam, że przy sztucznych rzęsach najważniejszy jest klej, ponieważ w przypadku świetnego kleju nawet rzęsy za 4 zł ze sklepu chińskiego będą się nam dobrze trzymać, nawet przy okrągłym kształcie oka (którego jestem posiadaczką). Moim ulubieńcem w tej dziedzinie jest klej DUO adhesive, którego nie zamienię na żaden inny, bo każde sztuczne rzęsy wyśmienicie się na nim trzymają przez bardzo długi czas (moim rekordem był 14-godzinny ślub i wesele :D).





Pędzle - Top 3

U mnie na pewno na pierwszym miejscu jest pędzel Sephora do pudru mineralnego (nr 45). Jest to praktycznie pędzel do wszystkiego - podkładu, pudru, konturowania, przybrązawiania, do różu, a jak się uprę, to rozświetlacz też nim nałóżę :P Zdecydowanie nr 1 i planuję dokupić jeszcze jedną sztukę tego cuda.
Kolejne 2 pędzle są do oczu i są to Hakuro H76 (ołówkowy, bardzo precyzyjny maluch) oraz H79 (do nakładania cieni i ich rozcierania). Mając te 2 pędzle jestem w stanie zrobić nimi cały makijaż oczu. A mając wszystkie 3 wymienione, to nawet cały makijaż twarzy, co już praktykowałam na wyjazdach (oczywiście tym pędzlem z Sephory nakładam tylko kosmetyki pudrowe w takich przypadkach i myję go po każdym użyciu).




Pomadka

I znów ciężki wybór, bo jestem również szminkomaniaczką :P Po chwili namysłu zdecydowałam się na na matową neonową wręcz pomadkę Catrice Revoltaire w odcieniu Colour Bomb. Mimo krzykliwości na moich ustach wygląda naprawdę bombowo i świetnie się wtapia w moją urodę, ożywiając cały makijaż. Stosowałam tę szminkę często zarówno w makijażach dziennych, jak i wieczorowych. Po prostu mistrz i kolorystyczne odkrycie roku! :)

Błyszczyk

Ja generalnie uwielbiam błyszczyki Essence Stay With Me, a wśród nich faworytem jest brzoskwiniowo-koralowy nr 03 Candy Bar, czyli też taki kolor fajny na dzień, bo nie jest zbyt nachalny, a znakomicie ożywia i odświeża wygląd twarzy.


PAZNOKCIE



Odżywka

Kontrowersyjna Eveline 8w1. Stosuję ją dość ostrożnie i u mnie sprawdza się świetnie. Moje paznokcie od ok. 10 lat były istną ruiną i wiecznie się ich wstydziłam. No i jak już się pogodziłam z ich kiepskim wyglądem wywołanym tendencją do łamania i rozdwajania, zaczęłam używać tą odżywkę, bo stwierdziłam, że gorzej to i tak już chyba nie będzie :P No i o dziwo moje paznokcie stały się mocne. Nadal mają tendencję do rozdwajania, ale tylko wtedy, gdy przez 3-4 tygodnie nie używam odżywki i nawet wtedy rozdwajają się minimalnie. Więc jestem zachwycona, bo wreszcie mogę je zapuścić, kiedy tylko mam na to ochotę. No i lakiery na takich zdrowych, zadbanych paznokciach lepiej się utrzymują.
Ale generalnie radzę ostrożność przy tej odzywce, ze względu na formaldehyd w składzie. Ja używam jej 4-8 dni, a następnie robię 1-4 tygodnie przerwy, w zależności od kondycji paznokci (gdy są słabe, to robię krótsze przerwy, a gdy są mocne, to dłuższe).


Top-coat

Essie Good To Go - polubiłam go za przedłużanie trwałości lakieru i piękne nabłyszczanie (paznokcie wyglądają niemal jak żelowe). Minusem jest natomiast średnia wydajność, dość szybkie gęstnienie topu w buteleczce, no i łatwo sobie nim narobić smug w czasie aplikacji. No i cena nie jest niska (ok. 37 zł). Nie wiem więc czy do niego wrócę - pewnie tak, jeśli nie znajdę niczego lepszego, ale na razie nastawiam się raczej na szukanie lepszego (obecnie czaję się na Sally Hansen Insta Dry, który wiecznie jest wykupiony w moim Hebe :/).


Lakiery

Zdecydowanie Rimmel Salon Pro - recenzje części z nich macie TUTAJ. U mnie te lakiery są najbardziej trwałe i najlepiej wyglądają. Najbardziej lubię odcień Jazz Funk.
Poza Rimmel Salon Pro zakochałam się w jednym lakierze Joko - J169 Perfect Blue. Uwielbiam go za zgaszony niebiesko-błękitny kolor, bardzo uniwersalny moim zdaniem - jest dyskretny, ale ciekawszy niż odcienie nude. Na moich paznokciach trzyma się 4-5 dni, więc również z trwałością jest nieźle.


Gratuluję tym, którzy przebrnęli choćby pobieżni przez cały ten post :P Sorki, że tak długo, no ale to w końcu ulubieńcy roku i to z kolorówki, czyli najciekawszej dla mnie kategorii ;) Obiecuję, że pielęgnacja, którą wrzucę tu za parę dni, będzie znacznie krótsza.

Dajcie znać czy używałyście któregoś z tych kosmetyków i jakie są Wasze makijażowe hity 2013 roku :)

Avenindra.

niedziela, 5 stycznia 2014

Grudniowe nowości w kosmetyczce

Hej :)

Dawno mnie tu nie było, znowu. Grudzień był dla mnie dość intensywnym miesiącem. Dużo pracowałam, dużo wyjeżdżałam, a jak już miałam trochę czasu dla siebie, to nie miałam zbytniej weny na blogowanie - wolałam raczej przykryć się kocem i poczytać książkę (jedna z moich ulubionych rozrywek w jesienne i zimowe wieczory) lub obejrzeć z ukochanym jakiś fajny film. Zresztą często jestem w domu tylko wieczorami, a wtedy światło jest niesprzyjające dla zdjęć. Postanowiłam więc, że po Nowym Roku zacznę być bardziej przewidująca i zapobiegliwa i w weekend będę robić zdjęcia na co najmniej 5-6 notek na kolejny tydzień. To jedno z moich postanowień noworocznych - zobaczymy co z tego mi wyjdzie ;) Postanowienia noworoczne jeszcze cały czas obmyślam, ale wolę nie robić rewolucji i nie dorzucać sobie nie wiadomo ile nowych rzeczy na głowę. Jak już do końca je przemyślę, to pewnie Wam o nich napiszę :)

A teraz przejdźmy do nowości kosmetycznych grudnia. Wiem, że lubicie posty ze zdobyczami. Sama zresztą również lubię podpatrzeć co inne dziewczyny kupują i często dzięki zakupom innych wpada mi w oko jakaś fajna rzecz/kosmetyk. Poza tym dla mnie bardzo są cenne informacje z Waszych komentarzy pod takim postem, bo wiem dzięki temu któremu produktowi najlepiej poświęcić osobną recenzję, bo może się Wam ona przydać, skoro ten produkt Was zainteresował. Nie wiem w ogóle po co ja się teraz z tej notki tłumaczę :P Może po to, żebyście nie myślały, że to post chwalipięcki :P No ale każdy taki post jest trochę chwalipięcki, niemniej myślę, że przynosi też trochę pożytku, o czym już wyżej pisałam ;)

Dobra - koniec biadolenia i przejdźmy do zdobyczy :D

W grudniu sama nie kupowałam sobie wielu kosmetyków. Większość z nich dostałam w ramach współprac bądź prezentu od Gwiazdora. Kupowałam jeszcze jakieś waciki, zmywacz do paznokci, maszynki do golenia i może coś tam jeszcze, ale takich dupereli nie chce mi się tutaj pokazywać, bo to są rzeczy które kupuję bardzo regularnie.


W owczym pędzie Rossmanniaczek kupiłam Błoto z Morza Martwego marki White Flowers, które podobno błotem z Morza Martwego nie jest. Spróbuję to jakoś sprawdzić. Ale powiem Wam, że na mnie błoto to działa fajnie, więc nawet jak nie okaże się oryginalnym to nie będę jakoś specjalnie zawiedziona. Na promocji, która trwa w Rossmannie do 9 stycznia kosztuje 15 zł (zamiast 20 zł) za 500 g (będę je zużywać chyba do końca świata, dobrze że ma długą datę ważności).

W Rossmannie kupiłam też żel do golenia Joanna Sensual (ok. 10 zł) i antyperspirant w sztyfcie Rexona Clear Diamond (ok. 10 zł), bo ich poprzednicy po prostu mi się skończyli. Oba produkty są zresztą ponownymi zakupami, co znaczy że się u mnie sprawdzają.


Kolejne zakupy z Rossmanna to mleczko do ciała Isana Med 10% Urea, o którym słyszałam, że jest dobrym nawilżaczem do ciała, a teraz na promocji kosztuje 5,99 zł zamiast 8,99 zł. A ja uważam, że takich nawilżających mazideł do ciała o dobrym składzie nigdy w szufladzie za wiele, gdyż stosuję je również na swoich ukochanym, któremu w zimowych miesiącach mocno przesuszają się i łuszczą niektóre partie skóry. Ponownie zakupiłam płyn do higieny intymnej Facelle Sensitive, który dla mnie jest po prostu uniwersalnym płynem do mycia całego ciała (również twarzy i włosów) na wyjazdach, kiedy wolę ze sobą targać jeden kosmetyk zamiast czterech. Cena 3,49 zł w promocji (zamiast 3,99 zł).


Z ciekawości kupiłam w promocyjnej cenie 15,99 zł (zamiast ok. 30 zł) zestaw do prostowania włosów podczas suszenia got2b. Dopiero po zakupie przeczytałam jakie ma okropne opinie na KWC i blogach i boję się teraz go użyć :P Chociaż może nie będzie źle, skoro włosy mam aktualnie w naprawdę dobrej kondycji?


W Hebe dorwałam na promocji dwupak maskar Essence Get Big Lashes (triple black i volume boost waterproof). Nie uwierzycie, ale za oba tusze dałam łącznie 8 zł, więc nie mogłam nie wziąć, bo to prawie darmo :D Zresztą już od jakiegoś czasu miałam na liście maskar do przetestowania właśnie Get Big Lashes. Nawet jak się u mnie nie sprawdzą, to za te pieniądze nie będę żałować. Na razie leżą sobie w zapasie, bo dzięki programowi Nowości Rossmann mam teraz otwarte aż 4 tusze (o zgrozo!). Na promocji -40% na markę Catrice w Hebe kupiłam też z ciekawości bazę pod pomadki z LE Rocking Royals (koszt na promocji ok. 10 zł). Korcił mnie też puder rozświetlający, zwłaszcza ze względu na ładne opakowanie, ale dałam sobie spokój, bo mam w tej chwili otwartych kilka pudrów.

W sklepie chińskim na ostatnią chwilę kupiłam rzęsy Magic Girl,które w Sylwestra pocięłam na połówki, bo jak na Sylwestra miałam delikatny makijaż oczu (spontanicznie postawiłam na soczyste, fuksjowe usta w ramach testowania nowego eliksiru do ust L'oreal). Jak na rzęsy za 4 zł są w porządku. Pasek jest przezroczysty, ale trochę za gruby, więc żeby nie był widoczny musiałam go po przyklejeniu pokryć czarnym żelowym eyelinerem.

W Rossmannie kupiłam też srebrny i złoty lakier piaskowy Lovely Snow Dust. Nie będę im poświęcać żadnego posta, bo sporo było tego w blogosferze, więc nie widzę sensu, żebym ja również je pokazywała i opisywała moje wrażenia, bo pewnie będą takie same jak u innych. Każdy z lakierów kosztował ok. 8,50 zł.


W ramach Programu Nowości Rossmann dostałam do przetestowania energizujący żel do mycia twarzy AA 30+ z kolagenem i kwasem hialuronowym. Wszedł on już do sprzedaży i aktualnie możecie go nabyć na promocji za ok. 12 zł (cena regularna 14,99 zł). Pierwsze wrażenia są pozytywne - wydaje się być świetnym wyborem dla skóry wrażliwej. Pozostałe nowości znajdą się w sprzedaży od 1 lutego. I są to: odżywka do paznokci Sally Hansen Nail Rehab (nie zawiera formaldehydu i opiera się na akrylu; ma kosztować 36,99 zł), krem CC Olay (cena regularna 89,99 zł), maskara Manhattan Supersize Volume Delight (cena regularna 25,99 zł) i eliksir do ust L'oreal w kolorze nr 401 Fuschia Drama (cena regularna 54,99 zł).

Dostałam też płytkę do walki z insektami i żel do prania, ale stwierdziłam, że niekosmetycznych rzeczy nie będę tu pokazywać.


W ramach testu kosmetyków Wella ProSeries na portalu Wizaż trafił do mnie zestaw kosmetyków 2-dniowa objętość. W jego skład wchodzi: szampon, odżywka do spłukiwania, pianka do modelowania i spray termoochronny. Na pewno poświęcę tym kosmetykom również osobną recenzję na blogu.



Dostałam też 2 zestawy kosmetyków na święta. Były ładnie zapakowane w pudełka, ale pudełka zajmowałyby mi zbyt wiele miejsca w torbie podróżnej, więc je wyrzuciłam i kosmetyki przewiozłam luzem w torbie.


Od siostry dostałam kosmetyki Tutti Frutti: olejek do kąpieli i masło do ciała o zapachu brzoskwini i mango oraz peeling do ciała o zapachu melona i arbuza. Na razie czekają sobie aż będę miała humor na słodkie owocowe aromaty.



Od dziadków dostałam zestaw różanych kosmetyków. Znalazł się tu żel pod prysznic, balsam do ciała i sól do kąpieli, której nie ma na zdjęciu, bo już ją zużyłam. Te 2 buteleczki mają pojemność 150 ml, więc pewnie będę z nich korzystać na wyjazdach.

A za pieniądze z koperty od dziadków zakupiłam lokówko-prostownicę Babyliss, o której pisałam Wam TUTAJ. Miała do mnie przyjść 3 stycznia, ale kurier do mnie nie dotarł z powodu korków, więc dostanę ją pewnie we wtorek. Jak już się trochę z nią oswoję, to zaprezentuję Wam na blogu ją i jej możliwości :) Dla ciekawych na razie napisze tylko, że kupowałam ją na stronie hurtowni Fryzomania, gdzie cały czas można ją jeszcze nabyć w promocji za 236 zł + darmowy kurier (KLIK). Ja zdobyłam jeszcze kod rabatowy 5%, więc ostatecznie zapłaciłam 224 zł, co moim zdaniem jest przystępną ceną za wielofuncyjne profesjonalne urządzenie do stylizacji włosów.

I to już wszystkie moje nowości grudnia. Napiszcie w komentarzach czy coś Was zainteresowało i podzielcie się swoimi nowościami :) Jutro pojawi się notka z kolorówkowymi ulubieńcami roku, a na przyszły tydzień planuję zamieścić recenzje kosmetyków z listopadowej paczki z Programu Nowości Rossmann, które w tym miesiącu wchodzą/weszły do sprzedaży, więc warto żebyście wiedziały na co warto zwrócić uwagę.

No i na koniec życzę Wam udanego wypoczynku z okazji przedłużonego weekendu,

Avenindra.