czwartek, 28 lutego 2013

Ulubieńcy lutego

Witajcie!

Dzisiaj przychodzę z ulubieńcami lutego. Sporo tego wyszło - widocznie miałam dobry kosmetycznie miesiąc ;) Sporo jest tu powtórzeń z ulubieńców styczniowych - część z tych kosmetyków będzie zapewne moimi stałymi ulubieńcami. Postanowiłam więc, że tu rozwodzę się nad nimi po raz ostatni i w kolejnych ulubieńcach będę tylko przytaczać ich nazwy i odsyłać Was do tej notki (lub notki z recenzją), jeżeli będziecie chciały przeczytać o nich kilka słów. Sporo tego, więc już nie przedłużam tego wstępu...



Pielęgnacja





Balsam do ciała Neutrogena, Intense Repair, Intensywnie Regenerujący Balsam - następca maliny nordyckiej, którą już zdenkowałam. Faktycznie jest on jeszcze bardziej nawilżający od tamtej wersji, moim zdaniem świetny na zimę. Bardzo dobrze wypada samodzielnie, jednak gdy mam bardzo przesuszoną skórę (np. po peelingu), dodaję do porcji wyciągniętej ze słoiczka kilka kropel olejku kokosowego i wówczas uzyskuję nawilżenie idealne :)

Olejek łopianowy Green Pharmacy - tutaj mamy powtórkę z ulubieńców stycznia. Bardzo lubię ten olejek - włosy są po nim lśniące, mocniejsze, pojawia się mnóstwo nowych baby hair. Muszę tylko uważać, by nie trzymać go na skalpie dłużej niż 2 godziny, bo po tym czasie podrażnia mi skórę.

Krem Bio-ochronny na zimę FlosLek - bardzo dobrze chronił moją twarz przed zimnem. Jest treściwy, ale nie powoduje silnego błyszczenia skóry - pod makijażem błyszczenia praktycznie nie widać. Dobrze "dogaduje się" z moimi podkładami, a używam podkładów w różnych formach.



Krem przeciwzmarszczkowy 20+ Anew Rejuvenate - stosuję go wyłącznie na czoło, bo szkoda mi tak małego opakowania kremu używać na całą twarz (posiadam miniaturę 15 ml, którą dostałam od mojej konsultantki w prezencie). I w zasadzie tylko na czole mam problem z widocznymi zmarszczkami - są to oczywiście zmarszczki mimiczne. Krem stosuję od 2 miesięcy i dopiero od jakiegoś czasu widzę, że faktycznie zmarszczki na czole wyraźnie się spłyciły. Z początku wydawało mi się, że będzie wysuszać mi skórę, bo miałam wrażenie ściągnięcia. Okazało się, że po prostu krem wpływa tak na skórę lub nerwy czoła, że trudniej mi je marszczyć - dzięki temu nie pogłębiają się zmarszczki. Może się mylę, ale takie właśnie mam wrażenie, że sekret tkwi w osłabieniu ruchu czoła (jeśli się mylę, niech ktoś mnie oświeci w komentarzu :P).

Masło do ust Nivea Vanilla & Macadamia - to masełko poza nawilżaniem i odżywianiem ust, uratowało w tym miesiącu skórę mojego nosa, podrażnioną katarem i smarkaniem - skóra piekła mnie niemiłosiernie i różne kremy z tym sobie nie radziły. To masełko natomiast koiło skórę i tworzyło na niej ochronną warstwę. Lubię go używać, gdy jestem w domu, a że w lutym większość czasu spędziłam w domu, to w biednym masełku widać już denko ;)



Regenerum, regeneracyjne serum do paznokci - mamy tutaj wielki powrót. Stan moich paznokci po 3 miesiącach przerwy od tej odżywki nieco się pogorszył, więc zaczęłam ją stosować ponownie, zwłaszcza że za jakiś miesiąc upływa jej termin ważności. Na pewno kupię kolejne opakowanie, bo jest to najlepsza odżywka do paznokci, z jaką miałam do czynienia. Recenzja TUTAJ.

Szampon Babydream - ulubieniec od dłuższego czasu. Myję nim pędzle już od dawna. Od dłuższego czasu stosuje go też do zmywania oleju z włosów. W lutym zaczęłam go jeszcze stosować do mycia włosów solo i muszę przyznać, że jestem zachwycona - spodziewałam się mega splątanych włosów tuż po myciu i szopy po wysuszeniu i okazało się, że się myliłam. Nie będę oceniała wyglądu włosów po umyciu tym szamponem, bo za sam wygląd włosów odpowiadają oleje, maski i odżywki. Szampon ma za zadanie oczyścić skórę głowy, generalnie działać na skórę głowy i ten robi to dobrze - skóra głowy mniej się przetłuszcza, nie jest podrażniona, przestały nawet tworzyć się takie dziwne strupki. Włosy z kolei po myciu tym szamponem nie są splątane, co w moim przypadku jest prawdziwym sukcesem. Polecam Wam wypróbować mycie włosów tym szamponem, zwłaszcza że możecie go kupić za 3,99 zł w Rossmannie.



Odżywka dwufazowa do włosów L'Biotica Biovax Latte Quick, Odbudowa osłabionych włosów + proteiny mleczne - zachwyciła mnie tym, że włosy bardzo dobrze się po niej rozczesują i układają. Mimo że jest to odżywka bez spłukiwania, nie obciąża moich włosów (ale to tylko moja opinia - wiele dziewczyn skarży się, że im ta odżywka obciąża włosy). Ja w każdym razie jestem zadowolona i zaprzyjaźnię się z nią na długo, bo jest bardzo wydajna.

L'Biotica, Biovax, Intensywnie regenerująca maseczka Latte - w tym miesiącu w pielęgnacji moich włosów Biovax rządzi ;) Włosy są po tej maseczce miękkie, mniej porowate i bardzo dobrze się rozczesują. Do tego w maseczce (i w odżywce) nie ma parabenów i SLS. Skład jest naprawdę przyzwoity.



Avon Planet Spa, Zmiękczający krem do stóp i łokci z kwasami AHA - wreszcie coś co sprawiło, że moje pięty są bardziej miękkie. Do ideału jeszcze im daleko - jeszcze trochę zgrubień do speelingowania tarką zostało, ale stopy są w stanie o niebo lepszym niż przed stosowaniem tego kremu. Z pewnością zamówię kolejne opakowanie, zwłaszcza że w katalogu 4/2013 krem ten znowu jest w promocji (9,99 zł).

Avon Care, Intensywnie nawilżający krem do rąk z mleczkiem pszczelim - stosuję go na wyjścia z domu, bo jest bardziej treściwy niż BeBeauty S.O.S, a więc lepiej chroni przed mrozem. Świetna ochrona dłoni przed zimnem za niewielką cenę.

Avon Planet Spa, Maseczka błotna z minerałami z Morza Martwego - stosuję ją do łagodnego oczyszczania twarzy, gdyż ma właściwości detoksykujące, a jednocześnie moja twarz nie jest po niej wysuszona. Mam wrażenie, że maseczka nawet trochę ją odżywia.



Płyn 2-fazowy do demakijażu oczu Bielenda Awokado - następca 2-fazowej Ziaji. Znacznie lepszy od poprzedniczki - 100 razy lepiej zmywa makijaż. Wreszcie chodzę spać w całkowicie czystych rzęsach! Myślę, że zaprzyjaźnimy się na dłużej :)


BeBeauty Face Expertiv, Hydro Effect, Miceralny żel do mycia i demakijażu, skóra sucha i wrażliwa - świetnie zmywa resztki makijażu, nie podrażniając i nie wysuszając przy tym skóry. Kosztuje 4,99 zł w Biedronce, więc warto wypróbować.






Kolorówka




Mineralne duo brązujące Alverde, 10 Light Bronze - mam go od ponad miesiąca i używam praktycznie codziennie. Świetny kolor - dość chłodny, nie wpada w pomarańczowe, ani ceglaste tony, przyzwoicie napigmentowany, ale przy dobrym roztarciu uzyskujemy bardzo naturalny efekt. Jest całkowicie matowy. Zabójczo wydajny - używam go naprawdę sporo, a w ogóle nie widać zużycia. Szkoda tylko, że nie jest dostępny w Polsce, ale ja dorwałam nówkę na Allegro za 25 zł. Ciekawa jestem jak wypadnie porównanie między nim a Hoola Benefitu, bo uchylę rąbka tajemnicy, że takie porównanie pojawi się za jakiś czas na moim blogu - być może będziemy mieć tanie rozwiązanie ;)

Róż Avon Ideal Luminous, odcień Peach - kto by się spodziewał, że Avon ma w swojej ofercie tak świetny róż? Kupiłam go z polecenia dziewczyn na portalu Wizaż i jestem zachwycona. Miałam już kiedyś róż marmurkowy Avonu i nie byłam zadowolona, prawie go nie używałam, w końcu się przeterminował i wylądował w koszu. Ten ma delikatny, ciepły, różowy odcień z subtelnym satynowym wykończeniem (bez żadnych drobinek) i daje na mojej twarzy bardzo naturalny efekt - wygląda jak naturalny rumieniec. Używam go namiętnie do dziennych makijaży.
W katalogu 4/2013 kosztuje 16,99 zł, więc jeśli macie ochotę go wypróbować, to najlepiej zamówcie go właśnie w tej kampanii, bo taniej go chyba nie dostaniecie (ja płaciłam 19,99 zł w katalogu 2/2013. Od razu zaznaczam, że nie jest to reklama i nie pracuję dla Avonu - po prostu moim zdaniem róż ten jest wart wypróbowania.



Bell BB Cream Skin Adapt, 010 Nude - był już w ulubieńcach stycznia. Niestety już mi się kończy, więc z wydajnością nie jest rewelacyjnie, ale ja go nakładam naprawdę sporo, więc pewnie z tego to wynika. Pewnie za jakiś czas do niego wrócę, bo została mi jeszcze 1/3 buteleczki nieszczęsnego Bourjois 123 Perfect, a muszę mieć czym go rozjaśniać :P Recenzję tego kremu znajdziecie TUTAJ.

Catrice cień 340 Ooops... Nude Did It Again! - też już o nim wspominałam. Jest to satynowy cień rozświetlający, którego używam głównie jako rozświetlacza do twarzy, czasami również stosuję go do makijażu powiek. Na dzień jest dla mnie świetnym rozświetlaczem, bo daje bardzo subtelny efekt. Nie polecam natomiast zwolenniczkom typowej tafli rozświetlającej - tutaj otrzymacie tylko subtelny blask zdrowej, wypoczętej skóry. Uwielbiam i będę go kupować dopóki nie wycofają go ze sprzedaży.

Cienie w kremie Catrice Made To Stay: 040 Lord Of The Blings i 060 Jennifer's Goldrush - ta pozycja już chyba trzeci raz ląduje w ulubieńcach - no ale co poradzić na to, że te cienie są moim must have w szybkim porannym makijażu. W tym miesiącu zaczęłam je nawet ze sobą łączyć na powiece i ten efekt też jest świetny. Co więcej, wysłuchałam na kanale KasiD na YT, że ona ma te cienie 1,5 roku i jeszcze nie zasychają, więc gdy nadarzy się okazja, pewnie skuszę się na trzeci odcień :D Recenzję obu cieni znajdziecie TUTAJ.



Kremowa baza pod cienie Kobo Professional - jest moim ulubieńcem od dawna. Recenzję znajdziecie TUTAJ.

Catrice Kohl Kajal, 010 Ultra Black - fajna, czarna kredka, przydatna do szybkiego porkreślenia linii rzęs, gdy nie mam czasu na zabawę z eyelinerem. Dobrze się rozciera, zarówno pędzelkiem, jak i palcem. Wkrótce recenzja.

Catrice kredka do brwi, 020 Date With Ash-ton - wiem, jestem nudna, bo nie wiem który miesiąc z rzędu już ta kredka jest moim ulubieńcem. Chyba załapie się na jakiegoś ulubieńca wszech czasów ;) Muszę ją w końcu zrecenzować - już raz się do tego przymierzałam, tylko zdjęcia wyszły słabej jakości, więc będę musiała zrobić je jeszcze raz...



Paleta cieni Sleek Snapshots - powtórka ulubieńca z poprzedniego miesiąca. Powiem Wam, że coraz bardziej zakochana jestem w tej palecie i coraz częściej stosuję ją do makijaży dziennych, mimo że jest tak kolorowa. Wkrótce recenzja.



Tusz do rzęs Wibo Extreme Lashes Volume Mascara - ja już się o tym tuszu w ulubieńcach od dawna rozpisuję - świetnie pogrubia i rozdziela rzęsy, efekt możemy stopniować od dziennego do wieczorowego. Kosztuje 9,29 zł i można go dostać w każdym Rossmannie - czego chcieć więcej? ;) Jeżeli nie znajdę nic lepszego w rozsądnej cenie, to pozostanę przy nim na zawsze :D

Tusz do rzęs Rimmel Extra WOW Lash - używałam go na zmianę z maskarą Wibo. Początkowo byłam zawiedziona tym tuszem, bo mocno sklejał rzęsy. Teraz, 4 miesiące po otwarciu jest dla mnie idealny - sklejanie widocznie wynikało z tego, że wcześniej tusz był za rzadki i nie radzę zaczynać używania wcześniej niż 2 miesiące po otwarciu (na szczęście ma 12 miesięcy ważności), bo zrobicie sobie krzywdę. Teraz konsystencja jest w porządku i tusz pięknie pogrubia i rozdziela rzęsy - to lubię :) Polecałabym go jednak na dzień, bo nie podkreśla z drugiej strony jakoś ekstremalnie - wbrew jego nazwie (w bardziej wyrazistym podkreśleniu lepiej wypada Wibo).



Szminka Kobo Professional Colour Fashion, Velvet Rose - jest to pierwszy egzemplarz mojego wkrętu na nude lips w tym miesiącu. Ta opcja jest najbardziej różowa, ale wygląda u mnie bardzo naturalnie, bo kolor ust mam dość ciemny w chłodnym różu. Recenzja TUTAJ.

Szminka Rimmel Lasting Finish, 070 Airy Fairy - tutaj mamy wielki powrót do łask, znowu z okazji mojej zachcianki na naturalny wygląd ust, bo za dużo miałam czasu w tym miesiącu na wymyślny makijaż oka :P Recenzję znajdziecie TUTAJ.

Szminka Catrice Ultimate Colour, 190 The Nuder, The Better - pisałam już o niej trochę wczoraj. Jest to piękny odcień nude - beż, wpadający nieco w róż, dość jasny, ale nie wyglądam w nim trupio. Bardzo kremowa szminka, dobrze napigmentowana, o nienajgorszej trwałości. Musiałam ją kupić oczywiście w Wałbrzychu, bo w Toruniu jest wiecznie wykupiona ;D Towarzyszy mi już prawie miesiąc, stanowiąc zamiennik dla Velvet Rose i Airy Fairy, gdy mam ochotę na bardziej beżowy nude na ustach.



Pędzel long kabuki do pudru Sunshade Minerals - i znowu powtórka ulubieńca z poprzedniego miesiąca - co tu dużo pisać, najlepszy pędzel do pudru sypkiego, jaki miałam, na dodatek niewiele kosztuje - 19,99 zł solo lub 44,99 zł w zestawie 3 pędzli z bambusowymi rączkami.


Gratuluję tym, którzy dobrnęli do końca tej notki :D Jeżeli ktoś to jeszcze czyta, to dodam jeszcze, że chętnie poznam Waszych ulubieńców miesiąca - może sama coś wypróbuję i stanie się to moim ulubieńcem za jakiś czas ;) No i piszcie koniecznie czy miałyście do czynienia z pokazanymi tutaj kosmetykami, albo czy macie ochotę któryś wypróbować.


środa, 27 lutego 2013

Szminkowo-błyszczykowy szał zakupowy :D

Hej!

Co prawda niedługo i tak podsumowanie zakupów lutowych, ale znowu tyle tego jest, że chyba zginę fotografując wszystkie te rzeczy. A że luty upłynął mi głównie pod znakiem zakupów kolorowych mazideł do ust, to postanowiłam zamieścić osobną notę notkę ze szminkami, błyszczykami i ich swatchami. Chętnych zapraszam do oglądania moich zdobyczy :)

Zdjęć nie obrabiałam, bo chciałam oddać rzeczywisty wygląd kolorów. Z góry przepraszam za nie najlepszą jakość niektórych zdjęć, ale łapałam już resztki dziennego światła :/

Zacznijmy od szminek Avon "Idealny Pocałunek". Jest to nowa seria Avonu i w katalogach 2 i 3 2013 można było nabyć je za połowę ceny, czyli 15,99 zł zamiast 32 zł. Żal było nie skorzystać, zwłaszcza że kilka kolorów wpadło mi w oko. W ten oto sposób w moje ręce dostały się 3 pełnowymiarowe szminki i 2 próbki.



Opakowania są piękne, prawda? :) Ciekawa jestem tylko jak będą wyglądać po jakiś 2 latach używania ;)


Jeśli chodzi o pełnowymiarowe szminki, wybrałam kolory: Coral Connection, Berry Smooch i Plum Intrigue.


Z próbek wybrałam kolor Deep Orchid i Racy Red. W Racy Red moja buzia nie prezentuje się zbyt korzystnie. Deep Orchid wygląda super, ale chyba pozostanę jednak przy próbce, bo trudno byłoby mi zużyć pełnowymiarową szminkę w tak ciemnym kolorze, więc szkoda pieniędzy. Cen próbek niestety nie znam - moja konsultantka dorzuca mi gratis wszystkie próbki, jakich tylko sobie zażyczę, a jak nie chcę żadnych, to sama coś mi dobiera i wrzuca do torby z zakupami ;D


A tak prezentują się swatche:


  • Coral Connection - typowy koral, w rzeczywistości nieco bardziej czerwony niż na zdjęciu, powyższy efekt osiągnęłam dwiema warstwami
  • Berry Smooch - ciemny chłodny róż, jakby nieco wpadający w fuksję. W życiu bym nie pomyślała, że zakupię sobie raki kolor. A jednak zakupiłam i jestem bardzo zadowolona z efektu. Kolor jest głęboki i ma bardzo dobre krycie - powyższy efekt osiągnęłam nakładając jedną warstwę szminki
  • Plum Intrigue - tu niestety jestem lekko zawiedziona - spodziewałam się głębszego i lepiej napigmentowanego koloru. Ze wszystkim zakupionych przeze mnie kolorów ten jest najsłabiej napigmentowany. Do swatcha uzyłam 3 warstw. Mimo wszystko mi się spodobał i ładnie prezentuje się na moich ustach, chociaż spodziewałam się czegoś innego ;)
  • Deep Orchid - to już jest ciemna głęboka śliwka, dość dobrze napigmentowana. Do swatcha użyłam 2 warstw, żeby nie było żadnych prześwitów, o co nietrudno przy tak ciemnym kolorze. Kolor ten przyda się do bardzo odważnych czy mrocznych makijaży lub na jakieś imprezy tematyczne i muszę przyznać, że naprawdę dobrze się w nim czuję
  • Racy Red - dość ciemna, stonowana czerwień, wpadająca nieco w malinę - spodziewałam się bardzo fajnej, przygaszonej ciemnej czerwieni, a w praktyce okazało się właśnie, że kolor wpada trochę w malinowy, w którym moja twarz nie prezentuje się zbyt korzystnie. Na szczęście to tylko mała próbeczka, więc pewnie dam radę ją zużyć.

Generalnie jestem zadowolona z tych szminek. Szczególnie zachwyciły mnie Coral Connection i Berry Smooch, bo ostatnio gustuję w makijażu dziennym z akcentem na usta - jest to fajna opcja, gdy rano się spieszę i nie mam czasu na wydziwianie z ciekawym makijażem oka, a jednocześnie chcę, żeby coś się działo na tej twarzy. Plum Intrigue trochę zawiodło mnie pigmentacją, ale mimo tego polubiłam ten kolor.Deep Orchid jest piękna, ale pełnowymiarową byłoby mi ciężko zużyć, więc pozostaję przy próbce. Zawiodłam się na Racy Red, ale tylko ze względu na odcień - jakość jest dobra i polecam ten kolor dziewczynom, które lubią malinową czerwień i dobrze się czują w tym kolorze.

Recenzja tych szminek pojawi się pewnie za jakiś czas, bo muszę jeszcze wszystkie je potestować pod kątem trwałości itp.


Przejdźmy teraz do szminek Catrice Ultimate Colour. Z tej serii zakupiłam 2 egzemplarze - 050 Princess Peach i 190 The Nuder, The Better i oba kolory pokochałam, bo szukałam dokładnie takich od dawna. Przetrząsnęłam ofertę różnych marek i tylko Catrice sprostała moim oczekiwaniom. Skoro kolory bardzo mi się podobały i sporo dobrych opinii czytałam o szminkach z tej serii, nie mogłam po prostu ich nie kupić ;)






  • 050 Princess Peach - to pastelowa pomarańcza, dobrze napigmentowana. Myślę, że będzie świetna na wiosnę. Od jakiegoś czasu szukałam takiego koloru, żeby móc z nim zestawiać róże wpadające w pomarańczowe tony
  • 190 The Nuder, The Better - jest to typowy odcień nude - beżowy, lekko wpadający w róż, zdecydowanie ciepły odcień. Jest on jaśniejszy o jakieś 3 tony od koloru moich ust, ale nadal odpowiednio ciemniejszy od koloru podkładu, więc nie wyglądam w nim jak trup, czego obawiałam się na przykład przy odcieniu 010 Be Natural!, który jest jeszcze jaśniejszy od tego koloru. Ostatnio naprawdę często jak na siebie noszę na ustach kolory nude (o ile mam czas na sensowny makijaż oczu, żeby twarz nie wyglądała nijako), więc poszerzyłam swoją kolekcję o jeszcze jeden egzemplarz takiego koloru.
Cena tych szminek to 16,99 zł za sztukę. Kupiłam je w Naturze. W tym przypadku również obiecuję recenzję za jakiś czas.


No i ostatnim zakupem są błyszczyki. Postanowiłam zaopatrzyć się w kolejne 2 egzemplarze błyszczyka Essence Stay With Me, bo naprawdę je uwielbiam (szkoda tylko, że tak szybko się kończą). Generalnie błyszczykw używam rzadko, głównie gdy mam mocno przesuszone usta i nie chcę je katować szminką. No i właśnie w takich sytuacjach mój wybór najczęściej pada na Essence Stay With Me, które w Toruniu niestety są ciężko dostępne w ostatnim czasie i kupuję je zwykle w Wałbrzychu, gdy przyjeżdżam na kilka dni odwiedzić mamę. Tym razem wybrałam odcień 03 Candy Bar i 07 Kiss Kiss Kiss. Kupiłam też błyszczyk Kobo Professional Lip Care Balm 403 Hot Autumn. Te z Essence kosztowały 8,99 zł za sztukę, a Kobo był przeceniony z 8,99 zł na 4 zł i był to zupełnie spontaniczny zakup.


  • Stay With Me 03 Candy Bar - jest  to kolor koralowo-łososiowy, może nawet trochę brzoskwiniowy. Moim zdaniem bardzo ładny i będzie pasować wielu osobom do wielu makijaży
  • Stay With Me 07 Kiss Kiss Kiss - tutaj mamy odcień czerwono-malinowy i o dziwo w tym jest mi do twarzy, może dlatego, że przypomina nieco na ustach odcień leśnych owoców - jakbyśmy je wysmarowały truskawkową paćką na przykład ;)
  • Kobo 403 - jest to jasna pomarańcz ze złotymi drobinkami, która ma kiepską pigmentację, więc lepiej będzie służyć do pokrycia szminki niż solo. Mnie na dodatek piecze w usta. Jeżeli to nie minie, będę musiała puścić ten błyszczyk w świat, bo nie cierpię, gdy coś się marnuje - może komuś innemu lepiej posłuży




Tak właśnie wyglądały moje zakupy kolorówki do ust w lutym. Miałyście do czynienia z tymi produktami? A może któryś z pokazanych tutaj kosmetyków Was zainspirował? ;)


Makijaż: Miedziany dzienniak

Hej!

Dzisiaj mam dla Was propozycję makijażu dziennego w odcieniach rudo-miedzianych, które pojawiają się głównie w załamaniu. Już od jakiegoś czasu taki pomysł chodził mi po głowie. Gdy już wykonałam ten makijaż, stwierdziłam że dobrze współgra z moim kolorem włosów (tak świetne - makijaż pod kolor włosów :P). W efekcie mój chłopak przykładowo nie zauważył, że mam jakiś nietypowy makijaż na powiekach, bo makijaż aż tak dobrze wtopił się w moją urodę, że tak powiem ;) Niby niewidoczny w burzy moich rudo-czerwonych włosów, a jednak dał ciekawy efekt.





Użyte kosmetyki:
  • paleta cieni Sleek Snapshots: Martini, Sans Walker, Washed Ashore, Sunset
  • paleta cieni Sleek Oh So Special: Noir (do utrwalenia i roztarcia eyelinera)
  • czarny eyeliner w płynie Wibo
  • kredka Catrice Kohl Kajal, 040 White
  • kredka Essence Ready For Boarding, cielista
  • kredka bo brwi Catrice, 020 Date With Ash-ton
  • maskara Rimmel Extra Wow Lashes
  • mieszanka podkładu Bourjois 123 Perfect, 52 Vanilla i Bell BB Cream, 010 Nude
  • korektor w płynie Miss Sporty Liquid Concealer, 001 Light
  • puder mineralny Jadwiga do cery tłustej i mieszanej
  • mineralne duo brązujące Alverde
  • róż Avon Luminous, odcień Peach
  • cień Catrice nr 340 Ooops... Nude Did It Again! - jako rozświetlacz 
  • szminka Catrice Ultimate Colour, 190 The Nuder, The Better.

Zdjęcia niestety nie oddają całego uroku makijażu - dokładnie rozcierałam cienie, by uzyskać płynne przejścia kolorów, no ale na zdjęciach tego nie widać - kolory się odcinają :/ Koloru różu do policzków też praktycznie nie widać, a szkoda, bo jest przepiękny i wygląda na moich policzkach bardzo naturalnie. No ale już dość marudzenia - dajcie znać co myślicie o takim makijażu i czy próbowałyście kiedyś na sobie takiej kolorystyki :) Ja muszę się pochwalić, że nie bałam się wyjść w takim makijażu na uczelnię i był on dobrze odbierany :)


piątek, 22 lutego 2013

Kolastyna Refresh Peeling do twarzy z mikrogranulkami złuszczającymi, cera normalna i mieszana

Hej :)


Dziś słów kilka o peelingu mechanicznym Kolastyna Refresh do cery normalnej i mieszanej. Generalnie wolę używać peelingów enzymatycznych, ale od czasu do czasu moja skóra potrzebuje trochę mocniejszego złuszczenia i właśnie do tego celu zakupiłam łagodny peeling mechaniczny. Jeżeli jesteście ciekawe mojej opinii, zapraszam do czytania :)



Peeling zamknięty jest w biało-zielonej tubce, zamykanej na zatyczkę, co mnie bardzo cieszy, o nie przepadam za nakrętkami. Zatyczka dobrze się zatrzaskuje. Kosmetyk ma niestety tendencję do osadzania się na ściankach tubki, więc będę musiała ją rozciąć, chcąc ją zdenkować. Przez osadzanie się produktu na ściankach tubki, trudno nam ocenić ile peelingu pozostało w środku.

Producent obiecuje oczyszczenie i nawilżenie skóry, usunięcie martwych komórek naskórka, odblokowanie porów i niwelowanie nadmiaru sebum oraz efekt gładkiego i świeżego naskórka. Faktycznie peeling dobrze radzi sobie z oczyszczaniem skóry. Trudno mi ocenić czy nawilża - na pewno nie wysusza skóry, a to już jest plus, bo po kontakcie z samą wodą skóra mojej twarzy jest ściągnięta, zaś po zmyciu tego peelingu tak się nie dzieje. Peeling również dobrze odblokowuje pory. Dobrze złuszcza, choć wielbicielki zdzieraków nie będą z niego zadowolone, bo peeling jest bardzo kremowy i ma delikatne i drobne granulki złuszczające, co mnie bardzo odpowiada, bo mam skórę wrażliwą, skłonną do podrażnień, dlatego tak trudno jest mi znaleźć odpowiedni dla mnie peeling mechaniczny. Konsystencję peelingu możecie zresztą zobaczyć na zdjęciach poniżej:




 Zapach peelingu jest bardzo przyjemy - świeży, roślinny z delikatnie owocową nutką. Producent zaleca stosowanie peelingu 1-2 razy w tygodniu, jednak mnie zdarza się robić to częściej, gdyż ostatnio moja skóra bardzo się przesuszyła (przez choróbsko pewnie) i gorzej toleruje peeling enzymatyczny Ziaja Ulga, który ją  podrażnia, zatem peeling enzymatyczny stosuję teraz tylko raz w tygodniu. A suchych skórek niestety mi nie ubywa i muszę je czymś złuszczać, czasem nawet codziennie i do tego właśnie stosuję Kolastynę Refresh i zaręczam, że moja skóra nie ucierpiała z powodu tak częstego stosowania tego kosmetyku. Trudno mi się wypowiedzieć o wydajności tego peelingu, gdyż z początku stosowałam go raz na 2 tygodnie, gdy potrzebowałam większego złuszczenia, od jakiś 2-3 tygodni stosuję go natomiast częściej. Przez ten czas ubyło mniej więcej 1/3 tubki. Myślę, że przy regularnym stosowaniu te 75 ml wystarczyłoby na jakieś 2 miesiące.


Skład niestety jest dość długi. Jest w nim alkohol i substancje perfumujące. Nie ma natomiast parabenów, no i znajdziemy tutaj kolagen, elastynę, glikogen, magnez, cynk i miedź. Szczegółowy skład zamieszczam poniżej:



Za 75 ml zapłaciłam 10,99 zł w Rossmannie.

Podsumowując: Jest to dość delikatny i przyjemny peeling mechaniczny. Mimo alkoholu w składzie, nie wysusza mojej wrażliwej skóry. Dobrze oczyszcza i złuszcza. Skóra po jego użyciu jest gładka i przyjemna w dotyku, ma fajny zapach. Jedyne co mi nie odpowiada do końca w tym kosmetyku, to długi skład, ale przy nieregularnym stosowaniu jestem w stanie jakoś to przeżyć i nie wykluczam, że będę do tego peelingu wracać. Nie polecam go zwolenniczkom peelingów gruboziarnistych, bardzo mocno złuszczających. Do skóry normalnej i mieszanej moim zdaniem się nadaje, o ile ktoś lubi właśnie delikatniejsze peelingi. Przy skórze suchej i wrażliwej byłabym ostrożna ze względu na alkohol zawarty w kosmetyku, ale można wypróbować - ja mam skórę wrażliwą i ten peeling jej nie podrażnia i nie wysusza.

Ocena: 4/5



Recenzja została napisana dla serwisu dobry-salon.pl:


czwartek, 21 lutego 2013

Makijaż: Złoto-różowa elegancja

Hej :)
Dzisiaj miałam już nieco więcej energii niż przez ostatni tydzień, więc zmalowałam dość elegancki złoto-różowy makijaż.  Zapraszam na pokaz zdjęć:









Makijaż ten można nosić nawet na co dzień, ale według mnie lepiej nadaje się na wyjście na kolację, do teatru, czy bardziej kameralną imprezę. Jeżeli wzbogacimy go o wyrazistą kreskę i mocniej podkreślone rzęsy, spokojnie może stać się makijażem na jakieś większe wyjście typu wesele. Już od jakiegoś czasu miałam ochotę na połączenie złota i różu. Żeby ładnie połączyć oba te kolory i dodać oku trójwymiarowości, dołożyłam jeszcze odrobinę brązu, który wylądował w zewnętrznym kąciku, w niewielkiej ilości w załamaniu i jako delikatna kreska, zagęszczająca górną linię rzęs. Uważam, że kolory te pięknie podkreślają szare, zielone i niebieskie oczy, ale brązowe też będą w tym wydaniu całkiem nieźle wyglądać.

Zdecydowałam się na bardziej brzoskwiniowe policzki i usta w kolorze zbliżonym do nude, żeby nie było za dużo różowego koloru w tym makijażu ;) Myślę, że wyszło całkiem nieźle, bo nawet mój luby, gdy wrócił z zajęć, stwierdził błyskotliwie, że świetny mam makijaż i moje oczy super się w nim prezentują ;)


Użyte kosmetyki:
  • cienie z paletki Sleek Oh So Special: Bow, Pamper, Organza, Ribbon, Boxed
  • cienie z paletki Sleek Au Naturel: Nougat, Taupe, Bark
  • perłowy różowy cień z paletki Avon Pink Sands - ma słabą pigmentację, ale stworzył mi ładną poświatę różu i nadaje się do rozcierania (muszę w końcu wykończyć tą 2-letnią paletkę, he he ;D)
  • cielista strona kredki Essence Ready For Boarding
  • rozświetlający cień z paletki Avon Pink Sands jako rozświetlacz do twarzy
  • tusz do rzęs Rimmel Extra WOW Lashes
  • kremowa baza pod cienie Kobo Professional
  • kredka do brwi Catrice 020 Date With Ash-ton
  • podkład mineralny matujący Annabelle Minerals, Golden Fairest
  • korektor pod oczy Miss Sporty Liquid Concealer
  • mineralne duo brązujące Alverde
  • róż mineralny Annabelle Minerals, Sunrise
  • szminka Avon Ultra Colour Rich, Cappucino.

Dajcie znać co sądzicie o tym makijażu i czy przypada Wam do gustu połączenie złota i różu :)


środa, 20 lutego 2013

Bell, BB Cream Skin Adapt 7 in 1 Make-Up

Hej :)


Dziś szybka recenzja jednego z moich ulubionych ostatnimi czasu kosmetyków do makijażu, a mianowicie kremu typu BB marki Bell w kolorze 010 Nude. Na początek należy zaznaczyć, że krem ten występuje w czterech wersjach kolorystycznych, czyli całkiem nieźle jak na krem typu BB (nie mylić przypadkiem z azjatyckimi kremami BB). 



Do wyboru są 2 jasne odcienie - jeden w wersji bardziej beżowej, wpadającej w róż, czyli nr 010 oraz nr 020, który zdecydowanie wpada w żółć i również jest jasny, choć nieco ciemniejszy od 010. Uprzedzam, że nr 020 często jest całkowicie wykupiony - mnie jeszcze nie udało się go dorwać, a szkoda, bo uważam, że idealnym kolorem dla mnie byłaby mieszanka 010 i 020. Bell należy jednak pochwalić za to, że kolory są na tyle jasne, że nadają się dla bladolicych słowianek - nr 010 naprawdę wymiata pod tym względem ;) Są jeszcze odcienie 030 i 040, które są już ciemniejsze i nad nimi nie będę się rozpisywać, bo niespecjalnie się im przyglądałam.


Opis producenta

Fluid dopasowujący się do skóry
Idealnie wtapia się w skórę i wyrównuje jej koloryt.
Nawilża i wygładza naskórek.
Rozświetla i redukuje oznaki zmęczenia.
Normalizuje niedoskonałości skóry. Zawiera filtr SPF 15.

Moja opinia


Krem zamknięty jest w białej tubie z wygodnym aplikatorem. Idealnie stoi na zakrętce, dzięki czemu produkt spływa do dna, czyli aplikatora i nietrudno go wydobyć. Choć na koniec i tak pewnie będę musiała rozciąć tubę.


Krem jest bardzo lekki. Ma w sobie subtelne rozświetlające drobinki, które na twarzy są niewidoczne i faktycznie daje efekt rozświetlenia. Ma średnie krycie - w miejsca, które potrzebują większego krycia nakładam drugą, cienką warstwę, więc efekt można stopniować. Większe niedoskonałości trzeba jednak pokryć korektorem. U mnie sprawdza się nawet w roli korektora pod oczy - całkiem nieźle kryje sińce i ładnie rozświetla, ale u osób z większymi sińcami pewnie by sobie nie poradził - nawet u mnie daje czasem lekkie prześwity.



A takie efekty ten krem daje na twarzy:

Przed
Po

Przed
Po
Jak widać, krem prezentuje się na twarzy całkiem nieźle, ale wydaje mi się, że jest dla mnie za różowy. Na szczęście kupiłam go głównie po to by mieszać go z wiecznie utleniającym się i za żółtym dla mnie podkładem Bourjois 123 Perfect i ten duet wypada u mnie całkiem nieźle - uzyskuję większe krycie i bardziej żółtawy odcień niż w przypadku użycia samego kremu, a jednocześnie nie mam przesuszonej skóry na policzkach, bo miało miejsce gdy używałam samego podkładu. Jednak lubię krem BB Bell na tyle, że często noszę go również samodzielnie. Wykończenie jest dość błyszczące, więc wymaga przypudrowania. W połączeniu z pudrem mineralnym Jadwiga do cery tłustej, krem wytrzymuje na mojej twarzy przynajmniej 8 godzin i po tym czasie wymaga ponownego przypudrowania.

Nie jestem w stanie ocenić właściwości nawilżających tego kremu, bo używam go jako podkładu i oceniam go jako podkład, zatem stosuję pod niego krem nawilżający na dzień. Na pewno nie wysusza mi skóry, co zdarza się niektórym podkładom, więc jestem zadowolona. Nie zauważyłam wygładzania naskórka czy minimalizowania niedoskonałości, ale na pewno mogę stwierdzić, że krem nie zapycha.

Wydajność jest przeciętna w kierunku słabej, ale to pewnie wynika z tego, że sporo muszę go nakładać na twarz, by uzyskać ładne krycie, bo mam ostatnio problemy z cerą. W dniach, kiedy z moją cerą nic się nie dzieje, na pokrycie całej twarzy nie potrzebuję dużo kosmetyku, ale wtedy krycie jest też słabsze. Mimo tego lubię stosować ten krem, bo daje bardzo naturalny efekt i jest naprawdę lekki i przyjemny w stosowaniu.

Krem kosztował mnie 19,99 zł za 30 ml w Drogerii Natura.

Podsumowując: Moim zdaniem nie jest to krem BB, lecz lekki rozświetlający podkład i ja w ten sposób ten kosmetyk traktuję. Jeżeli liczycie na działanie pielęgnacyjne, nie kupujcie go. Jeżeli natomiast zależy Wam na lekkim podkładzie rozświetlającym, dającym średnie krycie i naturalny efekt przy tym, w jasnym kolorze za niewielkie pieniądze, to warto go wypróbować.

Ocena: 4,5/5

Czy kupię ponownie? Tak i zapewne wypróbuję jeszcze kolor 020.




Recenzja została napisana dla serwisu dobry-salon.pl: