piątek, 26 października 2012

Makijaż # 22 i # 23: Dwa dzienniaki wykonane paletką OSS

Witajcie!

Dzisiaj znowu trochę o paletce Sleek OSS - mam nadzieję, że nie macie jeszcze dosyć ;)
W recenzji pisałam, że jest to bardzo uniwersalna paletka, pasująca do wielu typów urody i do wielu sytuacji. Żeby nie rzucać słów na wiatr, dziś zamieszczam dwa makijaże dzienne wykonane tą paletką - pierwszy bardzo delikatny, drugi ciemniejszy, nieco odważniejszy. Są to tylko dwa przykłady - ta paletka daje naprawdę mnóstwo możliwości, dlatego pewnie zamieszczę jeszcze post z innymi wariantami dzienniaków. Wieczorowe makijaże również się pojawią ;)

Tak prezentuje się pierwszy makijaż:


Tutaj całe cieniowanie zostało wykonane cieniami z OSS. Na całą ruchomą powiekę nałożyłam cień Gateau (liliowy opalizujący na złoto). Granice tego cienia roztarłam cieniem Pamper (jasny róż). W zewnętrznej części załamania nałożyłam cień The Mail (beż), żeby nieco zneutralizować tę różowość ;) Zewnętrzny kącik przyciemniłam cieniem Wrapped Up (ciemny zgaszony fiolet wpadający w brąz). Tego samego cienia użyłam do przyciemnienia dolnej linii rzęs (1/2 długości powieki) oraz zrobienia delikatnej kreski przy górnej linii rzęs. Łuk brwiowy i wewnętrzny kącik rozjaśniłam cieniem Bow (mleczny). Jest to bardzo delikatny i bardzo szybki makijaż, dlatego wykonuję go rano bardzo często, zwłaszcza gdy się spieszę. Często zmieniam niektóre elementy (np. ciemny fiolet zastępuję chłodnym brązem, albo robię kreskę eyelinerem), ale zawsze w roli głównej pozostaje cień Gateau, który moim zdaniem jest genialny - dzięki temu, że jest perłowy i opalizuje na złoto, nadaje oku trójwymiarowości i ładnie je modeluje. Dlatego używam tego cienia, gdy się spieszę i nie mam czasu na wymyślne cieniowanie :)

Teraz drugi makijaż, nieco cięższy, ale wciąż dzienny (przynajmniej dla mnie):


Tutaj już jeden cień zapożyczyłam z paletki Paraguaya - perłowe złoto, które naniosłam w wewnętrzny kącik. Na niemal całą ruchomą powiekę (poza maleńką przestrzenią w wewnętrznym kąciku) naniosłam cień Gift Basket (perłowy karmelowy brąz). W załamaniu roztarłam go cieniem The Mail (beż). Zewnętrzny kącik przyciemniłam cieniem Wrapped Up (ciemny zgaszony fiolet). Na długość 3/4 dolnej powieki naniosłam cień Glitz (ciemna perłowa szarość, nieco srebrzysta). Wewnętrzny kącik i przestrzeń pod łukiem brwiowym rozjaśniłam cieniem Bow (mleczny). Brwi podkreśliłam cieniem Boxed (chłodny średni brąz).

Tak prezentują się moje obie propozycje. Mam nadzieję, że przypadły Wam do gustu :)

Jutro zaczynam kurs na prawo jazdy - trzymajcie za mnie kciuki, bo trochę się denerwuję ;)

Pozdrawiam ciepło!

niedziela, 21 października 2012

Haul zakupowy - końcówka września i październik

Witajcie :)

Dzisiaj dla odmiany przychodzę do Was z postem o zakupach, żeby uniknąć zanudzania Was samymi recenzjami, których mam jeszcze sporo w planach ;)

Październikowych zakupów mam naprawdę mało, z racji tego że w tym miesiącu muszę naprawdę zaciskać pasa - za tydzień zaczynam kurs prawa jazdy i na to odkładam wszelkie możliwe pieniążki. Ponadto na początku roku akademickiego zawsze mam sporo wydatków - kupno notatników i innych przyborów do pisania i organizacji notatek, opłacenie ubezpieczenia, a i do mieszkania po wakacjach trzeba dokupić kilka rzeczy (w przyszłym tygodniu przykładowo chcemy zamówić piekarnik elektryczny, bo stary się zepsuł, a bez domowej pizzy czy pieczonego mięska, zamiast smażonego, ciężko się żyje ;) ).

Przechodząc do meritum - co by post nie był przykrótki, umieściłam w nim też zakupy z końcówki września, których jeszcze nie publikowałam, a były one efektem mojego szaleńczego napadu na promocje w Rossmannie ;D

Chcąc dodatkowo urozmaicić post, wrzuciłam tu nie tylko kosmetyczne zakupy - znajdzie się trochę biżuterii i innych akcesoriów :)

Zakupy końcówki października:

  • Szampon dla niemowląt Babydream, którego używam do mycia pędzli - jest to już któreś z kolei moje opakowanie, na promocji kosztowało 2,49 zł, więc grzechem byłoby nie skorzystać ;)
  • Olejek do ciała Alterra, Mango i Papaja - postanowiłam zacząć wreszcie olejować włosy, a to cacko w promocji kosztowało 9,99 zł. Ma piękny zapach, a włosy po olejowaniu wyglądają wspaniale :)
  • Krem do twarzy Ziaja, oliwkowy, do skóry suchej i normalnej - używam przede wszystkim na noc i na poliki pod makijaż, gdy czuję, że skóra na nich jest ściągnięta. Zastąpił zdenkowaną Niveę - chciałam wypróbować czegoś nowego, co nada się także na suche policzki pod makijaż. Cena: 2,99 zł za 50 ml.
  • Płynny korektor Miss Sporty Liquid Concealer z wit. E i C, odcień 001 Light. Używam przede wszystkim pod oczy. Niestety nie do końca trafiłam z kolorem - jest trochę za żółty, ale na szczęście nie rzuca się to w oczy, szczególnie po przypudrowaniu. Jak go zdenkuję, wrócę do płynnego korektora w pisaku Essence, którego ostatnio niestety nie było w mojej Naturze i dlatego zakupiłam ten. Cena: 10,99 zł za bliżej nieznaną pojemność ;)
  • Antybakteryjny żel punktowy na wypryski Synergen. W promocji kosztował ok. 6-7 zł, więc stwierdziłam, że zaryzykuję i wypróbuję. Nie spodziewałam się cudów, ale po 3 tygodniach stosowania stwierdzam, że chyba jednak działa.
  • Rękawica nylonowa - zakupiona w celu ujarzmienia cellulitu, rzecz jasna. Cena ok. 8-9 zł.
W Rossmannie zakupiłam także 2 zestawy biżuterii - każdy po 5 zł na wyprzedaży, więc żal było nie brać. W pierwszym znajdował się naszyjnik z listkami i okrągłe wkrętki z wygrawerowanymi wzorami w listki. Na drugi zestaw składały się dwie pary kolczyków - skręcone łezki z cyrkoniami i długaśne cieniutkie fantazyjne kolczyki, również z cyrkonami. Naszyjnik i łezkowate kolczyki dość prędko się przydały - pasują idealnie do kobaltowej sukienki, którą założyłam na wesele mojej przyjaciółki. Żałuję tylko, że podczas robienia zdjęć miałam kiepskie światło i nie oddają one uroku tej biżuterii - musicie mi uwierzyć na słowo, że jest piękna :)

Zakupy październikowe:
  • Rozświetlacz z limitowanki Essence Wild Craft, odcień 01 Let's get wild - zakupiłam, bo od dawno szukałam fajnego rozświetlacza w chłodnym odcieniu, który da efekt subtelnego rozświetlenia, a nie bombki choinkowej. Zachęciły mnie do niego w zasadzie opinie innych bloggerek. Niestety, gdy już zdecydowałam się go kupić, okazało się, że w mojej Naturze została już tylko jedna sztuka, z której kilka osób zrobiło sobie tester. Rozświetlacz jednak tak mi się spodobał, że i tak go kupiłam, zwłaszcza że ubytek był minimalny. Szkoda tylko, że lekko używany produkt kupiłam w cenie nowego... Cena: 12,99 zł za  11 g.
  • Kredka do brwi Catrice, 020 Date With Ash-ton - też ostatnia sztuka z tego koloru, ale na szczęście nieużywana. Jest do średni odcień chłodnego brązu, czyli najbardziej przeze mnie preferowany. Kredka nie jest zbyt miękka, ani zbyt twarda, dzięki czemu możemy precyzyjnie podkreślić brwi. Z drugiej strony jest spiralka do wyczesywania brwi, którą pokochałam od pierwszego użycia (do tej pory wyczesywałam brwi szczoteczką po zużytym tuszu do rzęs, która w zasadzie również spisywała się nieźle). Cena: 10,49 zł za 1,6 g.
  • Chusteczki do demakijażu BeBeauty z olejem z pestek winogron, wyciągiem z soi i wit. E do każdego typu cery (zapomniałam zrobić im zdjęcia, ale większość z Was pewnie je kojarzy, zresztą za jakiś czas na pewno pojawi się recenzja). Cena: 3,99 zł za 25 sztuk w Biedronce.
W ogóle muszę Wam się poskarżyć na toruńską Naturę -  panie nie pilnują, by etykietki z cenami znalazły się we właściwym miejscu (sporo produktów, którymi byłam zainteresowana, w ogóle ich nie miało i kupowałam w ciemno). Na wyprzedaż trafiają kosmetyki mocno uszkodzone lub mocno zużyte (!), czego przykładem mogą być cienie w kremie Essence zużyte w ponad połowie po 8,99 zł. Żeby nie było, że się czepiam to Wam to porównam z wałbrzyską Naturą (Wałbrzych to moje rodzinne miasto, gdzie spędzam każde wakacje) - u nas cienie w kremie Essence z końcówek kolekcji, nie macane, kosztują właśnie 8,99 zł, a te mocno używane w ogóle nie trafiają na wyprzedaż. W Toruniu natomiast te z końcówek kolekcji kosztują 11,99 zł, czyli tyle, ile w Wałbrzychu kosztuje cień z nowej kolekcji! Na początku byłam uradowana, gdy zobaczyłam wielki regał z wyprzedażą - ze 2 razy większy niż w Wałbrzychu, ale gdy zobaczyłam, co mają do zaoferowania, ciarki mnie przeszły, straciłam ochotę na zakupy i wyszłam. W wałbrzyskiej Naturze panuje idealny porządek, ceny są na swoim miejscu, na stanowiska sprzedawców nie przyjmują byle kogo, tylko panie, które interesują się światem kosmetyków, mają o nich niemałą wiedzę, są miłe i potrafią doradzić. W toruńskiej Naturze panie patrzą tylko klientce na ręce, myśląc, że każda chce coś ukraść i zachowują się, jakby siedziały w tej pracy, bo muszą. Dwa różne światy po prostu... Niby jedna sieć drogerii, a jaka porażająca różnica.

Przejdźmy jeszcze do akcesoriowych zakupów, bo już się oczywiście rozgadałam ;)

Komplet pierścionków, zakupiony w sklepie Parfois w toruńskiej Galerii Plaza. Cena: 14,90 zł.

No i na koniec zakupy z chińskiego marketu - snood w kolorze pudrowego różu za 11 zł. Świetnie wygląda noszony na zewnątrz płaszcza, do tego w razie lekkiego deszczu, czy wiatru, może posłużyć również za nakrycie głowy. Fajnie ożywia zwykły czarny płaszcz. Właśnie czegoś takiego było mi trzeba ;) 
Kupiłam jeszcze widoczne na powyższym zdjęciu 2 niebieskie róże z piórkami, które mogą służyć za broszki i za ozdoby do włosów. Miałam je wpięte do fryzury na weselu mojej przyjaciółki. Cena: 3 zł za sztukę.

Tyle o moich październikowych zakupach.

Coś wpadło Wam w oko? A na co Wy polowałyście w październiku? Zapraszam do dyskusji :)

sobota, 20 października 2012

Bronzer E.L.F., odcień Cool - recenzja

Witajcie :)

Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją używanego przeze mnie od ponad 2 miesięcy bronzera E.L.F. w odcieniu Cool. Zacznę może od początku...

Od dłuższego czasu poszukuję bronzera odpowiedniego dla bladziocha o chłodnym typie urody, na który w dodatku nie trzeba będzie wydać majątku (jak np. Bronze Universel de Chanel - swoją drogą moje marzenie, być może znajdę kiedyś motywację, by uskładać na nie pieniądze). Początkowo myślałam o bronzerze Honolulu marki W7, gdyż ma on chłodny odcień. Na blogach innych dziewczyn oglądałam zdjęcia tego kosmetyku i doszłam do wniosku, że jednak będzie dla mnie za ciemny, bo jest dość mocno napigmentowany. Z tego też powodu wyeliminowałam bronzery Sleek. O Essence i innych tego typu drogeryjnych markach naczytałam się, że dają efekt cegły lub pomarańczy. Pewnego dnia, gdy robiłam zakupy na Allegro u mojej ulubionej sprzedawczyni, zobaczyłam w jej sklepiku bronzery mozaikowe ELF. Poczytałam nieco o nich na wizaz.pl i zdecydowałam się zaryzykować i zamówić odcień Cool. Tak oto zaczął się mój burzliwy romans z tym produktem ;)

Przedstawiam Wam zatem bronzer Cool marki ELF:
W opakowaniu mamy 13 g kosmetyku, ważnego 12 miesięcy, za którego płacimy ok. 19 zł. Według mnie jest to niezła cena. Waga produktu również jest idealna, biorąc pod uwagę datę ważności.

Opakowanie jest solidne i estetyczne. Zamknięcie jest jak dla mnie idealne - otwarcie kasetki nie wymaga włożenia dużej siły (jak w niektórych paletkach Sleeka na przykład), nie zacina się, a jednocześnie zamknięcie jest na tyle solidne, że samoistnie się nie otwiera. Wieko jest naprawdę stabilne. W środku znajdziemy też całkiem praktyczne lusterko - nie jest duże, ale dla mnie jest wystarczające, gdy nie mam innego pod ręką. Do minusów opakowania zaliczę to, że łatwo się brudzi, a nie tak łatwo te zabrudzenia z kolei z niego zetrzeć. Wewnętrzne lusterko natomiast często wymaga przecierania z cieniutkiej warstwy pudru bronzującego, jaka lubi się na nim zbierać do jakiś czas wskutek używania kosmetyku. Po 2 miesiącach użytkowania napisy zaczęły się lekko ścierać.

Dla zainteresowanych zamieszczam opis producenta i skład (nad którym sama nie będę się głowić, bo i nie bardzo się na tym znam):

Tak natomiast prezentują się swatche:
Pierwsza plamka (czyli ta po lewej stronie zdjęcia) to efekt zmieszania wszystkich czterech odcieni.

A tak bronzer w zmiksowanej wersji czterech kolorów prezentuje się na mojej buzi (wybaczcie, że zamieszczam fotę jakiegoś archiwalnego makijażu, ale nie mogłam znaleźć innej, a teraz rzadko mam dobre światło do robienia zdjęć makijaży):

Co sądzę o tym bronzerze?
Prawdę mówiąc spodziewałam się nieco chłodniejszego koloru. Cieszę się natomiast, że nie jest zbyt ciemny. Nie jest mocno napigmentowany, ale w moim przypadku to plus, bo mam ciężką rękę do tego typu kosmetyków i obawiam się, że gdyby był mocniej napigmentowany, zrobiłabym sobie placki na twarzy. Z początku miałam z nim ciężkie przejścia, bo nie mogłam uzyskać efektu konturowania, o jaki mi chodzi, ale znam już tego przyczynę - używałam do aplikacji pędzla jajeczkowego do konturowania. Po jakimś czasie postanowiłam zmienić pędzel - skośnie ścięty też się nie sprawdził, typowa kulka do pudru trochę lepiej, ale dalej to nie było to. Okazało się, że w moim przypadku ten bronzer najlepiej współpracuje z pędzlem do pudru typu flat-top, Hakuro H50. Produkt nakłada się nim bardziej równomiernie i nie ma wyraźnych odcięć. Sama nie mogę wyjść z podziwu, że konturuję teraz twarz największym pędzlem jaki posiadam ;)
Trwałość bronzera jest całkiem niezła - na mojej twarzy trzyma się prawie cały dzień. Pod wieczór blaknie, ale na szczęście schodzi z twarzy równomiernie, nie robiąc żadnych plam czy placków. Nie zapycha porów, czego bardzo się obawiałam. Jest całkowicie matowy - jakie było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam, że biały kwadrat nie jest typowym rozświetlaczem, ale po jakimś czasie pojęłam, dlaczego w tej mozaice się znalazł - dajnie rozjaśnia i gdy potrzebuję nawet rozjaśnić jakąś partię twarzy, a nie chcę błysku, świetnie się w tym sprawdza. Jeśli chodzi o czwarty kwadracik, to myślałam, że będzie to róż, a po otwarciu kosmetyku okazało się, że jest to kolor dający efekt delikatnego, złocistego muśnięcia słońcem - ciekawy, przyznaję. Kolory dobrze się ze sobą mieszają, świetnie sprawują się także solo. Bronzer niestety przy nabieraniu potrafi trochę pylić - ma nieco kruchą konsystencję. Na razie uważam, że jest wydajny, ale pylenie faktycznie może czasem irytować.

Podsumowując:
+ praktyczne opakowanie z lusterkiem
+ cena
+ niezbyt ciemny dla jasnej cery
+ dzięki moizaice bronzer jest wielozadaniowy
+ nie zapycha porów
+ trwały
+ daje subtelny efekt, który można stopniować

- kolor mógłby być chłodniejszy - gdy nałożymy więcej kosmetyku kolor wpada w ceglasty
- pyli przy aplikacji
- krótki termin ważności
- łatwo brudzące się opakowanie, z którego ścierają się napisy

Jak na mój pierwszy bronzer jest całkiem nieźle, ale wciąż zamierzam szukać ideału. Być może kiedyś zakupię go ponownie.

Ocena: 3,5/5

A jakie bronzery Wy preferujecie? Macie swoich ulubieńców? A może któraś jest w stanie mi polecić bronzer w niezbyt ciemnym, ale chłodnym kolorze, w normalnej cenie? ;) Czekam na komentarze :)

piątek, 19 października 2012

Recenzja paletki Sleek Oh So Special

Witajcie :)

Przepraszam za rzadkie wpisy, ale jestem ostatnio bardzo zajęta. Ledwie zakończyłam pracę, od razu musiałam wracać na uczelnię, gdzie zajęcia były już w toku i mam teraz drobne zaległości, a studiowanie dwóch kierunków niczego nie ułatwia. Do tego w poprzedni weekend byliśmy na weselu naszych przyjaciół, po którym strasznie się rozchorowałam, bo było dość zimno. Poza tym gdy wraca się wieczorem do domu, to ciężko o zrobienie sensownej jakości zdjęć. Ale postaram się jakoś zrehabilitować i pisać tak często jak tylko mogę :)



Dzisiaj pora na recenzję paletki cieni Sleek Oh So Special (czyli OSS - jak ja i wiele innych dziewczyn ją nazywa). Wiele z Was zapewne ją posiada, więc odkrycia z tą recenzją nie robię. Mogę pochwalić się jedynie tym, że posiadam nowszą wersję - z gładkim tłoczeniem. Długo zastanawiałam się - kupić czy nie kupić? W końcu tyle osób pisało, że jest podobna do Paraguaya, którą przecież posiadam. W Paraguaya co prawda nie ma brązów, ale w takim razie mogłam kupić Au Naturel. I wiecie co? Zakup OSS, to był jednak dobry wybór. Nie jest wcale taka podobna do Paraguaya, baa - jest zupełnie inna. Sądzę nawet, że obie paletki świetnie się uzupełniają. OSS ostatnimi czasy stała się moim ulubieńcem, jeśli chodzi o codzienny makijaż na dzień. Spokojnie można też wyczarować nią makijaż wieczorowy.

Tak prezentują się wszystkie cienie:
I ich nazwy:
BOW - cień w kolorze mlecznym (nie białym!), matowy, lubi się lekko osypywać fajnie rozjaśnia łuk brwiowy i wewnętrzny kącik, u mnie dotknął już dna - używam go praktycznie codziennie.
ORGANZA - perłowy ciepły róż, opalizujący na złoto - ciekawy kolor, całkiem niezła pigmentacja, użyłam go nawet ostatnio do wykonania na sobie makijażu na wesele, bo wizażystka doradziła mi jasny makijaż oka.
RIBBON - typowy róż, ciepły, matowy - tego cienia używam najrzadziej - pewnie dlatego, że mam ze 2 podobne w Paraguaya.
GIFT BASKET - perłowy karmelowy brąz - piękny kolor, często po niego sięgam.
GLITZ - ciemne srebro/metal, perłowy - z racji koloru mojej tęczówki rzadko używam do na całą ruchomą powiekę - u dziewczyn z brązową tęczówką w tej roli na pewno wyglądałby pięknie. Ja lubię nim podkreślać dolną powiekę.
CELEBRATE - perłowa oberżyna - piękny kolor, świetna pigmentacja, dobrze sprawdza się w makijażach wieczorowych.
PAMPER - matowy jasny róż, niemal cielisty, dlatego świetnie nadaje się do rozcierania i wyrównywania koloru.
GATEAU - chyba najsłynniejszy cień z tej paletki - kameleon, liliowy opalizujący na jasne dość chłodne złoto, ale gdy spojrzymy pod innym kątem, zdaje się też opalizować lekko na niebiesko. Niesamowity cień, który świetnie wygląda na powiece nawet solo. Zdecydowanie mój faworyt.
THE MAIL - dość ciemny ciepły beż, matowy. Używam go najczęściej do zaznaczenia zagłębienia powieki. Świetnie sprawuje się także jako cień transferowy.
BOXED - dość jasny matowy brąz, raczej chłodny. W moim przypadku dobrze się sprawdza do podkreślania brwi.
WRAPPED UP - chłodna śliwka wpadająca w brąz, dość ciemny kolor. Dobry do przyciemniania zewnętrznego kącika lub podkreślania dolnej powieki.
NOIR - typowa sleekowa czerń - ciemna jak sadza, niesamowicie napigmentowana. Kolor matowy. Ma spore tendencje do osypywania, ale myślę, że w tym przypadku jest trochę lepiej niż przy starszych paletkach Sleeka.

Moi faworyci to: BOW, GIFT BASKED, GLITZ, PAMPER, GATEAU, THE MAIL, BOXED, NOIR. Jak widać sporo ich, co tylko dowodzi tego, że wybór paletki jest trafiony :)
A tak wyglądają swatche:

Jak widać pigmentacja cieni jest naprawdę dobra. Przy aplikacji matowe cienie potrafią się osypywać, ale nie jakoś tragicznie. Najtrudniejszy jest pod tym względem czarny cień, który jest na tyle kruchy, że nie przetrwał cało transportu Pocztą Polską :/ W efekcie cała paczka była usmolona tym cieniem, ale na szczęście udało mi się to jakoś wyczyścić, nie brudząc przy tym innych kolorowych kosmetyków.

Do pełni szczęścia w codziennym makijażu, brakuje mi w tej palecie jedynie perłowej bieli i perłowego opalizującego na złoto beżu (ostatnio szczególnie upodobałam sobie te kolory w makijażu dziennym i wieczorowym).

Nigdy wcześniej nie byłam natomiast wielką fanką cieni perłowych (również Sleeka), ale OSS naprawdę mnie swoimi cieniami perłowymi przekonała i po raz pierwszy naprawdę często używam cieni perłowych, zarówno w dziennych jak i wieczorowych makijażach.

Paletkę OSS mam już ponad 2 miesiące. Używam jej prawie codziennie i jestem z niej naprawdę zadowolona. Cena idzie w parze z jakością, dlatego nie dziwię się marce Sleek, że podnosi ceny, bo jakość wg mnie też idzie w górę. Paletka ta jest dość uniwersalna i pasuje do większości typów urody, dlatego myślę, że jest to zestaw kolorów, który powinna posiadać każda z nas.

O dziwo OSS obudziła we mnie chęć na makijaże nude, które zwykle mnie nudziły, dlatego od jakiegoś czasu mam ochotę na zakup Au Naturell ;)

Podsumowując:
+ trafiony zestaw kolorów
+ dobra pigmentacja
+ można tymi cieniami wykonać makijaż dzienny i wieczorowy
+ cienie pasują do wszystkich typów urody
+ cena

- matowe cienie lubią się osypywać (czarny nawet dość mocno)

Ocena: 4,5/5

UWAGA! UWAGA!
A na koniec mam dla Was NEWS: na Allegro i w kilku sklepach internetowych (m.in. Cocolita) pojawiły się znów matowe paletki Sleeka. Niestety jest ich niewiele i cena poszła w górę - na Cocolita są po 34,90 zł, ale została już tylko Brights, a na Allegro w opcji "kup teraz" obie paletki są po 44,90 zł. Darks jest już chyba na tyle kultowa, że nawet za takie pieniądze sporo dziewczyn ją kupuje (ja większości cieni z tej paletki od dłuższego czasu używam rzadko, więc chyba nie dałabym za nią takich pieniędzy... choć kto wie, bo kolory są naprawdę piękne).

A Wy co sądzicie o powrocie matowych limitowanek Sleeka? Jakie są Wasze typy i oczekiwania od paletek tej marki?

Pozdrawiam Was cieplutko z Torunia, w którym wreszcie zawitała piękna, ciepła, polska złota jesień :D

czwartek, 4 października 2012

Nowe patrzałki :)

Witajcie!

Po długim narzekaniu na dyskomfort patrzenia, zdecydowałam się na wizytę u optometrysty i zakup nowych okularów korekcyjnych.

8 lat temu zdiagnozowano u mnie astygmatyzm. Wada ta polega na nieregularnym zniekształceniu rogówki. Ważne są w tym przypadku regularne badania wzroku - minimum 1 raz w roku. Przyznaję, że nie zawsze tego pilnuję. Optometrystka zwróciła mi ostatnio na to uwagę. W przypadku astygmatyzmu u osób młodych ważne jest regularne wykonywanie badań, gdyż rogówka jeszcze nie skończyła się kształtować. Jeśli trafimy na doświadczonego i sumiennego specjalistę, pokieruje on korekcją wzroku tak, że wada zatrzyma się na możliwie najmniejszej w danym przypadku mocy, ale do tego potrzebne są również regularne wizyty. Moja wada dzięki systematyczności nawet zmniejszyła, z czego bardzo się cieszę. Jeśli dobrze pójdzie, w przyszłości będę musiała nosić okulary tylko do oglądania telewizji, komputera i prowadzenia samochodu. Prawdę mówiąc powinnam nosić okulary nieustannie, ale nie robię tego, gdyż chcę zmusić mięśnie oczu do pracy. Myślę, że częściowo właśnie temu zawdzięczam sukces w korekcji wzroku :)

A oto moje nowe okularki:




Wcześniej nosiłam oprawki cięższe, bardziej rzucające się w oczy. Tym razem zdecydowałam się na delikatniejszy wariant, gdyż lubię bawić się makijażem (szkieł kontaktowych niestety nie mogę nosić). Myślę, że moje nowe oprawki mają coś w sobie i są bardzo kobiece.

A jakie oprawki Wy preferujecie? :)

środa, 3 października 2012

Makijaż # 19: Tutorial: Subtelny kolorowy makijaż wieczorowy na wyjście z koleżankami

Witajcie!

Dziś postarałam się odtworzyć makijaż, który miałam na sobie ostatnio podczas wieczornego wyjścia z koleżankami. Przedstawiłam go krok po kroku, w razie jakby ktoś chciał wykorzystać jakieś elementy.

1. Zaczęłam od nałożenia podkładu mineralnego Annabelle Minerals i korektor w płynie Miss Sporty Liquid Concealer z wit. C i E 001 Light. Nałożyłam też na powieki bazę pod cienie Kobo i cień bazowy w kolorze jasnego różu.

2. Na całą ruchomą powiekę nałożyłam perłowy róż w ciepłej tonacji.

3. Na załamanie nałożyłam perłowy karmelowy brąz.

4. Cień na załamaniu roztarłam beżowym cieniem.

5. Pod łukiem brwiowym rozprowadziłam jasny cień i roztarłam łącząc z brązem (nie wiem czemu na zdjęciu widać lekkie odcięcie - w rzeczywistości jakoś go nie zauważyłam).

6. W zewnętrznym kąciku naniosłam matowy fioletowy cień, starając się go wymodelować w literę "V" (czego na zdjęciu oczywiście nie widać).

7. Roztarłam fiolet dokładając perłowego różu, by uzyskać w miarę płynne przejście (musiałam zacząć robić zdjęcia prawemu oku, bo moje nadwrażliwe lewe oko musiało oczywiście zacząć łzawić).

8. Na dolną powiekę nałożyłam perłowy granatowy cień na 3/4 długości od zewnętrznego kącika.

9. Roztarłam granatowy cień, by zniwelować wyraźne odcięcie (by granica nie była wyraźna, wspomogłam się jasnym cieniem).

10. Białym matowym cieniem rozjaśniłam wewnętrzny kącik i zniwelowałam granicę między granatowym cieniem a wewnętrznym kącikiem.

11. Na linię wodną naniosłam niebieską kredkę.

12. Przy górnej linii rzęs zrobiłam kreskę czarnym żelowym eyelinerem.

13. Rzęsy pomalowałam czarną maskarą (pierwsza warstwa - podkręcająca Rimmel, druga - false lashes Essence). Brwi podkreśliłam cieniem w kolorze jasnego chłodnego brązu.

14. Twarz wykonturowałam bronzerem cool ELF, szczyty kości policzkowych i grzbiet nosa rozjaśniłam białym kwadracikiem z mozaiki brązującej ELF (postanowiłam zrezygnować z tradycyjnego rozświetlacza). Na policzki zaaplikowałam delikatny chłodny róż.
15. Usta pokryłam janoróżową szminką i zaaplikowałam na nią jasnopomarańczowy błyszczyk.

Tak się prezentuje efekt końcowy:



Lista użytych kosmetyków:

  • Podkład Mineralny Annabelle Minerals, kryjący, Beige Light
  • Miss Sporty Liquid Concealer with vitamins E&C, 001 Light
  • Bronzer ELF, Cool
  • Róż Revlon Matte, 002 Blushing Berry
  • Baza pod cienie Kobo Professional Eyeshadow Base
  • Paletka cieni Sleek Oh So Special
  • Paletka cieni Sleek Ultra Matts V2 Darks
  • Paletka cieni My Secret Paradise Lagoon, nr 2 Blue Ocean
  • Niebieska końcówka kredki Essence Ready For Boarding 2 w 1
  • Eyeliner Essence, 01 Midnight in Paris
  • Tusz Rimmel Extra Super Lash (curved brush), 101 Black Black
  • Tusz Essence Multi Action False Lashes Mascara (pogrubiający)
  • Szminka Rimmel Lasting Finish 070 Airy Fairy
  • Błyszczyk Kobo Pearl'N'Mineral, 105 Sweet Orange

Co sądzicie o takiej propozycji wieczorowego makijażu? Mnie przypadł on do gustu :)

wtorek, 2 października 2012

Ulubieńcy sierpnia i września

Witajcie!

Dzisiaj notka o ulubieńcach sierpnia i września. Postanowiłam zacząć robić regularne (co 1-2 miesiące, w zależności od możliwości czasowych i tego ile się tych kosmetyków uzbiera) oraz krótkie i konkretne notki o ulubieńcach, żeby nikogo nie męczyć przydługimi postami. Będę krótko pisała, dlaczego dany produkt jest moim ulubieńcem i zamieszczała obok odsyłacz do jego recenzji (o ile taka będzie już zamieszczona na moim blogu). Nie będę także powtarzać ulubieńców z poprzednich miesięcy, których używam nadal (szczególnie tyczy się to pielęgnacji) - o nich możecie w końcu poczytać w poprzednich postach o ulubieńcach (TUTAJ i TUTAJ).

Tyle o nowych zasadach moich postów dotyczących ulubieńców. Przejdźmy zatem do ulubieńców sierpnia i września, które zleciały mi megaszybko - zapewne przez nawał pracy i nauki.




Pielęgnacja:




1. Balsam do ciała nawilżająco-regenerujący do skóry bardzo suchej Joanna z Apteczki Babuni - recenzja wkrótce.
2. Odżywcza sól do kąpieli Mleko&Miód BeBauty - recenzja (TUTAJ).
3. Czerwony krem do rąk BeBeauty - dość treściwy, dla niektórych na ciepłą porę roku może być za ciężki, ale mnie w sam raz - lubię takie kremy, które jakby opatulają moje dłonie tworząc na nich ochronną powłokę.
4. Joanna "Z Apteczki Babuni" Kąpiel solankowa jodowo-bromowa o zapachu bzu - wspaniała - kąpiel pachnie prawdziwym bzem.
5. Mgiełka zapachowa do ciała Avon Naturalls Róża i Brzoskwinia - wiem, stare, ale miałam jedno opakowanie na czarną godzinę, bo to moja ulubiona mgiełka i teraz jej wciąż używam :)

Kolorówka:




1. Miętowy lakier do paznokci Bell Air Flow - piękny kolor, do pełnego krycia wystarczą 2 warstwy, świetna trwałość.
2. Błyszczyk Pearl'N'Mineral Kobo, 105 Sweet Orange.
3. Błyszczyk Pearl'N'Mineral Kobo, 115 Forest Fruits - jak widać oszalałam na punkcie błyszczyków mineralnych Kobo, są bardzo fajne, dość trwałe i dobrze nawilżają.
4. Błyszczyk Essence I love stage, 05 I like cotton candy - fajnie nawilża i chroni usta, piękny kolor, który można stopniować. Jest bardzo kleisty, co nie każdemu może odpowiadać - mnie by to nie przeszkadzało, gdyby włosy mi się do niego nie przyklejały ;)
5. Szminka Maybelline Hydra Extreme z kolagenem, 670 Natural Rosewood - ciepły róż, nieco ciemniejszy od naturalnego koloru moich ust, fajny na co dzień. Nie nawilża co prawda, ale też nie wysusza ust, no może minimalnie i jestem tej szmince w stanie to wybaczyć.
6. Bronzer Elf, Cool.
7. Paletka Sleek Oh So Special - moja podstawa codziennego makijażu oka (oczywiście, gdy nie jestem w pracy, bo do pracy nie mogę się malować).
8. Cień Catrice 230 Where Is My Caddy-Li-Lac - uwielbiam ten piękny perłowy wrzos. Ten kolor jest tak wspaniały, że wybaczam mu nawet średniawą pigmentację.
9. Perłowe pigmenty Kobo: 503 Frosty White i 507 Gold Dust - używam ich głownie do rozświetlania wewnętrznego kącika oka.

Coś wpadło Wam w oko? :)