poniedziałek, 30 lipca 2012

My Secret Eye Shadow Palette Spring 2011

Hej!

Już jakiś czas temu pisałam o zakupie paletki cieni Spring 2011 z firmy My Secret. Kupiłam je na wyprzedaży za 9,99 zł (zamiast 14,99 zł). W paletce jest 5 cieni po 1 g każdy i dwustronna pacynka, której jakość jest niestety kiepska (wg mnie producent powinien dawać dobry aplikator, albo nie dawać go w cale, zamiast dołączać coś tak bezużytecznego, co i tak zmusza nas do sięgania po pędzle lub pacynki lepszej jakości).


Opakowanie: U mnie z początku ciężko się otwierało, ale w końcu się wyrobiło (z początku żeby je otworzyć musiałam łapać klapkę za boki, zamiast za tą wypustę do otwierania po środku). Poza tym opakowanie jest estetyczne i dość praktyczne (choć niespecjalnie przepadam za przezroczystymi klapkami, ale czego chcieć za te pieniądze). Dzięki temu, że wsady, w których są cienie znajdują się wyżej od dna paletki, cienie przy osypywaniu nie brudzą siebie nawzajem, tylko osypują się na dół (skąd łatwo można je nabrać pędzelkiem do nakładania cieni.

Kolorystyka:  Zestaw kolorystyczny jest dobrze dobrany. W paletce mamy cień biały, cielisty róż, koralowy róż, brąz i jasną oliwkową zieleń. Kolory dobrze do siebie pasują i dobrze się je łączy. Cienie w zasadzie są matowe, ale mają trochę maleńkich drobinek, które na powiekach są praktycznie niezauważalne.


Jakość: Cienie są dobrze napigmentowane. Długo trzymają się na powiece, nawet bez bazy (testowałam na tłustych powiekach mojej siostry i dopiero wieczorem minimalnie się zrolowały. Cienie dobrze się rozprowadzają, nie jest trudno uzyskać efekt bez prześwitów. Niestety osypują się i są bardzo suche, ale moim zdaniem efekt na powiekach wszystko rekompensuje.

Podsumowując:

 + dobra pigmentacja
 + trwałość
 + łatwa aplikacja
 + przyjemny matowy efekt, maleńkie drobinki na oku są praktycznie niewidoczne
 + konstrukcja opakowania ułatwiająca utrzymanie je w czystości
 + cena

 - początkowo problemy z otwieraniem opakowania
 - cienie są suche
 - cienie się osypują

Ocena: 4/5 (za pigmentację i trwałość cieni )

niedziela, 29 lipca 2012

Baza pod cienie Kobo - wstępna recenzja

Hej!

Dziś próba wstępnej recenzji Bazy z Kobo - wiem, że jesteście jej bardzo ciekawe, dlatego postanowiłam napisać co nieco o niej już teraz, ale wiadomo, że w tej chwili nie wiem jeszcze jak bardzo będzie ona wydajna (choć na razie zużycie jest naprawdę niewielkie, więc pewnie starczy przynajmniej na te 6 miesięcy. Niektóre dziewczyny skarżyły się też na to, że baza po paru miesiącach gęstnieje i robi się tempa, Ale z tego co wiem na to powinny pomóc ok. 2 krople rycyny, więc jakoś mocno się tym nie martwię. Oczywiście dam Wam znać czy faktycznie baza twardnieje.

No to zaczynamy...

Baza prezentuje się tak:

Za 6 g zapłaciłam w Naturze 16,99 zł. Moja jest ważna ponad 2 lata, więc spokojnie zdążę ją zdenkować do tego czasu. 

Jest to moja pierwsza typowa baza pod cienie (wcześniej używałam kredek oraz kremowych korektorów), więc nie mogę jej porównać z żadną inną niestety. Czytałam, że jest to tańszy odpowiednik bazy Artdeco.

Opis producenta: Wygładzająca i utrwalająca baza pod cienie MONO EYE SHADOW i PURE PEARL PIGMENT. Poprawia intensywność koloru, trwałość cieni i ułatwia aplikację.

Moja opinia: Baza w słoiczku ma kolor cielisty, w praktyce jest ona bardziej transparentna. W moim przypadku stanowi to niewielki minus - na moich powiekach często widoczne są żyłki lub drobne zasinienia, dlatego przed aplikacją bazy nakładam na powiekę odrobinę podkładu mineralnego lub korektora. Jeśli chodzi o opakowanie, to niektóre dziewczyny twierdzą, że wieczko nie da się do końca właściwie zakręcić i przez to baza zasycha i twardnieje. Szczerze mówiąc moja baza zakręca się idealnie i nie mam z tym żadnych problemów. Być może faktycznie coś było nie tak z zakręcaniem i producent już to zmienił. Jedyne moje obawy związane z opakowaniem dotyczą tego, że być może trudno będzie wydobywać kosmetyk ze słoiczka, gdy będzie się on już kończył.

EDIT: Używam bazy Kobo już 7 miesięcy i UWAGA UWAGA - nie stwardniała! ;) Ba, zrobiła się nawet bardziej miękka. Faktycznie musi to być kwestia dokładnego zakręcania słoiczka. Moja nakrętka po jakimś czasie też wyrobiła się tak, że trochę trudniej się zakręca słoiczek z bazą, jednak wystarczy odrobina dokładności, żeby dokładnie dokręcić nakrętkę i problem mamy z głowy ;)

Bazę łatwo się aplikuje, dobrze się rozciera, wygładza powiekę. Bazę trzeba dokładnie rozetrzeć, by się  nie wałkowała, ale to również nie sprawia trudności i jest to krótka czynność. Kolory niektórych cieni podbija bardziej, innych mniej, o czym można się przekonać patrząc na zdjęcie poniżej:

Cień niebieski pochodzi z paletki Sleek Darks. Po lewej stronie jest nałożony bez bazy, po prawej z bazą. Jak widać kolor na bazie jest bardziej intensywny, prześwity są mniejsze. Koralowy cień pochodzi z paletki My Secret Spring 2011. Tak samo po lewej stronie jest bez bazy, po prawej z bazą. Tu baza również podbiła kolor, ale nie tak mocno jak w przypadku Sleeka. Zapewne wynika to z tego, że cień My Secret sam w sobie jest mocno napigmentowany.

Cienie na bazie dobrze się rozprowadzają.

Jeśli chodzi o trwałość, to u mnie makijaż wykonany na tej bazie trzyma się cały dzień. Jedynie cień z Catrice pod wieczór nieco wyblakł, ale nadal był widoczny. Inne cienie trzymają się na niej bez zarzutu. Ja mam  lekko tłuszczące się powieki, dlatego żeby opinia o trwałości była bardziej obiektywna przeprowadziłam test bazy również na mojej siostrze, która ma wybitnie tłuste powieki. Na bazę nałożyłam matowe cienie Sleeka, które w przypadku mojej siostry bez użycia bazy lub przy użyciu jako bazy kremowego korektora po kilku godzinach zbierają się w załamaniu. Okazało się, że na bazie z Kobo matowe Sleeki na powiekach mojej siostry bez zarzutu wytrzymały cały dzień.

Podsumowując:

 + spełnia obietnice producenta - przedłuża trwałość makijażu, podbija kolor
 + łatwa w aplikacji
 + długi okres ważności
 + cena
 + eleganckie opakowanie
 + po około 6 miesiącach używania zaczęła lekko mięknąć, a nie twardnąć, jak niektórzy piszą, więc spokojnie jestem w stanie zużyć ją do końca

 - w moim przypadku transparentność, gdyż nie pokrywa zasinień i żyłek na moich powiekach
 - po jakimś czasie słoiczek trudniej się zakręca i trzeba robić to naprawdę dokładnie, by do środka nie dostawało się powietrze i by baza przez to nie twardniała
 - z opakowania ścierają się napisy
 - po jakimś czasie zapach bazy zaczyna się robić trochę chemiczny, nie tak przyjemny jak na początku

Myślę, że jak na pierwszą w moim życiu typową bazę pod cienie jest to naprawdę dobry zakup i szczerze ją polecam.

Ocena: 4/5

środa, 25 lipca 2012

Makijaż # 11: Makijaż na letnią imprezę inspirowany drzewem pomarańczy

Hej!
Dzisiaj makijaż na letnią imprezę. Do jego stworzenia zainspirowało mnie drzewo pomarańczy, dlatego dominują kolory pomarańczowy i zielony. Makijaż kojarzy mi się z wieczorną imprezą na plaży. Pasuje praktycznie do wszystkich typów urody. Wpisuje się w trendy tego lata, gdyż kolory są dość intensywne. Jest to propozycja dla dziewczyn, które nie boją się zaszaleć z kolorem na powiekach.







Makijaż ten bierze udział w konkursie na letni makijaż Klubu Mariza. Jeśli macie ochotę, możecie zagłosować na niego tutaj: https://www.facebook.com/photo.php?fbid=325175267576598&set=a.325174824243309.75125.179848792109247&type=1&theater (wystarczy kliknąć "Lubię to").

niedziela, 22 lipca 2012

Balsam nawilżająco-regenerujący Joanna: recenzja

Hej!

To już zaczyna robić się nudne - kolejne bardzo pozytywna recenzja na moim blogu ;) Pewnie wiąże się to z tym, że w pierwszej kolejności chcę opisywać kosmetyki, które naprawdę gorąco Wam polecam. Poza tym dość rzadko trafiam na buble (chociaż kiedyś miałam w tej kwestii akurat pecha, zwłaszcza jeśli chodzi o kosmetyki do pielęgnacji twarzy - ale o tym innym razem).

Przechodzę już do właściwego tematu posta, a więc balsamu nawilżająco-regenerującego polskiej firmy Joanna z serii "Z apteczki babuni". Jest on przeznaczony do włosów suchych i zniszczonych.


Za 300 ml kosmetyku płacimy 5,49 zł w Rossmannie, więc cena jest bardzo przystępna. Jednocześnie balsam jest dość wydajny - używam go od miesiąca i zostało mi jeszcze około połowy opakowania (włosy myję co drugi dzień i używam go po każdym myciu), przy czym często nakładam go więcej niż producent napisał w instrukcji użycia.

Skład kosmetyku prezentuje się następująco: 


Nie jestem tutaj jakimś znawcą - na portalu wizaż widziałam analizę dziewczyn i nie dopatrzyły się one silikonów. W składzie jest natomiast alkohol, który może wysuszać włosy. Jeśli chodzi o dobroczynne składniki, to przede wszystkim mamy tu proteiny miodu i proteiny mleka. Skład może więc budzić pewne kontrowersje ze względu na alkohol, ale powiem Wam, że w tej kwestii podzielam opinię Karoliny, która prowadzi kanał Stylizacje i Stylizacje 2 na youtube - skoro używałam kosmetyków z alkoholem i innymi paskudnymi składnikami całe lata i moim włosom jakoś nic strasznego się nie stało, to nie widzę powodu, dla którego miałabym zrezygnować ze wszystkich kosmetyków z alkoholem czy nawet silikonami, zwłaszcza jeśli któryś naprawdę dobrze działa na moje włosy. Ten kosmetyk u mnie się świetnie sprawdza, więc nie widzę powodu, by z niego rezygnować, nawet jeśli ma kilka niezdrowych składników.

Opakowanie: wygodne w użyciu, jedyny minus jest taki, że nie widać ile dokładnie produktu zostało nam w środku.

Sposób użycia: wyciskamy niewielką ilość balsami i nakładamy na wilgotne włosy skupiając się na końcówkach, przeczesujemy, nie spłukujemy (może on zatem obciążać włosy, ale u siebie jakoś tego nie zaobserwowałam). Ja od czasu do czasu nakładam do na niemal całą długość włosów, by je odżywić, ale nie robię tego często, gdyż może to przetłuszczać włosy.

Na zamieszczonej wyżej fotce widzimy też, jaki efekt gwarantuje nam producent, czyli:
 - nawilżone włosy o zdrowym wyglądzie
 - milsze w dotyki i bardziej lśniące
 - łatwe do układania i rozczesywania.

I powiem Wam, że u mnie ten balsam daje dokładnie taki efekt jak w opisie producenta. Ja mam włosy od nasady przetłuszczające się, z suchymi, łatwo niszczącymi się przez farbowanie końcówkami i ten balsam sprawił, że moje włosy wreszcie przestały przypominać siano. Co więcej one same zaczęły super się układać, więc czasami po wyschnięciu (staram się ostatnio jak najrzadziej używać suszarki) nie muszę ich nawet czesać, bo układają się w piękne sprężyste fale, które tylko roztrzepuję delikatnie palcami. Oczywiście włosy naturalnie mi się falują, ale wcześniej te fale wyglądały jakby były poczochrane, bo miałam na głowie siano. Jestem zatem zachwycona, bo następnego dnia rano po umyciu włosów czas układania włosów ograniczony mam do minimum - wystarcza mi mniej niż minuta :) Gorzej już jest na drugi dzień - wtedy już włosy są lekko wymęczone. Przeczesuję je wtedy szczotką z naturalnego włosia i przeważnie jest OK, jak nie to po prostu je upinam. Tyle o układaniu. Poza tym włosy po tym balsamie są gładziutkie, lśniące, wreszcie mają taki zdrowy blask.

Mimo niewielkich minusów wystawiam temu kosmetykowi wysoką ocenę, gdyż po tylu nieudanych próbach wreszcie trafiłam na kosmetyk, którego efekty są dla mnie naprawdę zauważalne i mile mnie zaskoczyły. Produkt ten na stałe zagości w mojej kosmetyczce. Dla tych, które nadal szukają swojego ideału, polecam wypróbowanie tego balsamu, zwłaszcza że za tę cenę mamy niewiele do stracenia.

Ocena: 5/5

sobota, 21 lipca 2012

Makijaż # 10: Wakacyjny makijaż pomarańczowo-różowy z mocno podkreślonymi ustami

Hej!

Chciałam dzisiaj wrzucić kolejną recenzję, jednak miałam strasznie zabiegany i męczący dzień, więc ostatecznie zdecydowałam się na szybką obróbkę zdjęć mojego wczorajszego makijażu. Przyznaję, że być może z niektórymi zdjęciami za bardzo poszalałam, ale lubię czasem poeksperymentować, no i naprawdę mnie irytuje, że mój aparat aż tak zżera kolory. Mam nadzieję, że nie spotka się to z jakąś straszną falą krytyki, zwłaszcza, że chciałam w ten sposób podkreślić jakich dokładnie kolorów użyłam w makijażu, dlatego je wyostrzyłam.

Makijaż prezentuje się tak:







Myślę, że jest to propozycja idealna dla szarych oczu, świetna będzie również dla zielonych i niebieskich. Oczywiście trochę niedopracowana kreska - ostatnio coś nie za bardzo mi te kreski wychodzą, może wyszłam z wprawy, bo faktycznie rzadziej używam eyelinera od jakiegoś czasu - trzeba to zmienić ;) Cieniowanie na górnej powiece jest dość subtelne - od jasnego pomarańczu tuż za wewnętrznym kącikiem do ciemnego ciepłego różu w zewnętrznym i brąz w załamaniu, dominuje czarna kreska. Mocniej podkreślona jest dolna powieka, bo tu znowu poszedł w ruch cień Fern z paletki Sleek Darks. Z racji wakacji postawiłam na odważniejszy kolor ust. Makijaż nadaje się na imprezę, choć jeśli postawiłybyśmy na delikatniejsze usta i cieńszą kreskę, może być odważniejszym makijażem dziennym, albo nawet bardziej nudziakiem, jeśli zmienimy kolor dolnej powieki ;)

Użyte cienie:
 - paletka My Secret, Spring 2011: ciemny róż, cielisty róż, brąz
 - paletka Sleek Paraguaya: jasny pomarańcz i jasny róż
 - paletka Sleek Darks: Fern (ciemna butelkowa zieleń).

Usta: Avon, Szminka "Stylowy Kolor", odcień Russett Dream (jest to kolor między maliną a wiśnią).


Na koniec chciałabym Was zaprosić do udziału w wakacyjnym rozdaniu u Immenseness, które trwa już tylko do jutra (musiało zostać skrócone). Pospieszcie się zatem, jeśli chcecie wziąć udział. Wszelkie informacje znajdziecie tutaj: http://immenseness.blogspot.com/2012/06/wakacyjne-rozdanie-u-immenseness.html


Życzę Wam udanej niedzieli i do usłyszenia (a w sumie to blogowania/komentowania/czytania? :P) jutro, mam nadzieję :)

piątek, 20 lipca 2012

Sleek Paraguaya - recenzja

Hej!

Dzisiaj mój blog wreszcie doczekał się recenzji paletki Sleek Paraguaya. Kupiłam ją używaną na allegro w zestawie z pędzlami - zupełnie spontaniczny zakup, ale stwierdziłam, że za tę cenę co szkodzi wypróbować ;) Używam jej już około miesiąc, więc jestem w stanie sporo o niej powiedzieć.

Tak prezentuje się paletka:

Jak widać, ja mam wersję z goferkowym wzorem, czyli tą ze starszych paletek Sleeka. Z tego co wiem w nowej wersji ta paletka nie wyszła, gdyż jest to limitowanka. Cieni jak zwykle jest 12. Przeważają kolory pomarańczowe i różowe. Cienie trochę się osypują. Jedne mają lepszą, inne gorszą pigmentację. Na pewno lepiej napigmentowane są cienie w paletce Darks (no i generalnie Darks ma lepszą jakość - oczywiście to moje osobiste zdanie).

A tak wyglądają swache:



W paletce mamy 4 cienie perłowe i 8 matowych. Co mnie mocno zdziwiło bardziej trzeba się namęczyć z cieniami perłowymi, żeby nie wyszedł nam na oku efekt tandetnych drobin z prześwitami. Dlatego ja cienie perłowe z tej paletki radzę nakładać na sucho pacynką lub na mokro syntetycznym pędzlem. Maty z kolei są dobrej jakości, poza tym, że się osypują, niektóre mogłyby być trochę lepiej napigmentowane (zwłaszcza jasny róż i jasny pomarańcz. Ale generalnie z tymi matami jest w porządku. No i jak już widać po poziomie zużycia w paletce, są już cienie w których zakochałam się na amen - jest to szary, który ma ciepły odcień, jakby lekko wpadający w brąz - świetnie podkreśla moje brwi, które podkreślone tym kolorem świetnie pasują do moich bordowych włosów. Drugi ulubieniec to najjaśniejszy blady róż (na zdjęciach pewnie wygląda jak biały), który świetnie nadaje się jako cień bazowy, czy do rozjaśniania kącika, albo łuku brwiowego. W jasnym makijażu dziennym często wklepuję też odrobinę tego cienia na środek powieki, by go uwypuklić. Te 2 cienie używam codziennie i niedługo pewnie się skończą, więc w sierpniu będę musiała szukać ich odpowiedników - może zdecyduję się na Inglot, skoro są to kolory, których używam codziennie. Również bardzo spodobał mi się ten jaśniejszy perłowy pomarańczowy cień - nie używam go tak często, bo nie bardzo nadaje się do typowego makijażu dziennego, ale jest to chyba najpiękniejszy pomarańczowy cień jaki widziałam.

Paletka nadaje się zarówno do makijaży dziennych, jak i wieczorowych (o czym można się przekonać oglądając zdjęcia moich makijaży). Polecam szczególnie dziewczynom o szarych, niebieskich lub zielonych oczach.

Ocena: 3,5/5

środa, 18 lipca 2012

Zakupy :)

Pomimo akcji pt. miesiąc za 50 zł, nie obeszło się u mnie bez zakupów. Przedstawiam Wam zatem moje zdobycze.


Pierwszą rzeczą jest korektor z Miss Sporty So Clear Anti-Blemish Actions Coverstick Antibacterial, odcień 01. Szukałam Rimmela Hide The Blemish, jednak okazało się, że w moim mieście jest on nie do zdobycia. Uparłam się więc, że znajdę odpowiednik. Brałam w swoje łapki wszystkie możliwe testery i próbowałam i w końcu trafiłam na właśnie ten korektor - konsystencja i kolor są identyczne, trwałość również, a także waga. Różni się cena - za Rimmela płaciłam w Rosji ok. 20 zł, a za Miss Sporty dałam 9,99 zł.


Kolejnym zakupem jest baza pod cienie Kobo, której nie muszę raczej przedstawiać. Na razie sprawuje się dobrze, choć mam nieco tłuste  powieki, konsystencja też jest w porządku. Pojemność 6 g. Kosztowała 16,99 zł.


Następny zakup, to cień Catrice "Absolute Eye Colour" w odcieniu 230 "Where Is My Caddy-Li-Lac". Na wyprzedaży końcówek serii w Naturze dałam z niego 8,99 zł (waga 2,5 g). Złowiłam ostatnią sztukę w mojej Naturze, także jeśli którejś z Was ten odcień się podoba lub macie ochotę na inne cienie które Catrice wycofuje, radzę pospieszyć się z zakupem. Cień jest perłowy, trochę się osypuje. Kolor jest piękny, ale trzeba się trochę natrudzić, by uzyskać dobrą pigmentację. Baza z Kobo dobrze podbija jego kolor, trzyma się na niej praktycznie cały dzień (w miejscu gdzie powieka najmocniej się przetłuszcza wieczorem kolor jest trochę słabszy).


Również na wyprzedaży w Naturze kupiłam paletkę 5 cieni My Secret za 9,99 zł (każdy cień na 1 g). Jest to paletka "Spring 2011". Jeśli chcecie ją dorwać, również musicie się pospieszyć. Cienie mają dobrą pigmentację i raczej nie są mocno kruche (ale nie mam pewności, bo jeszcze ich nie używałam). Dobrze nakłada je się pędzelkiem (próbowałam na tym jasnym zielonym).
A oto swache:



Kupiłam jeszcze lakier do paznokci Wibo Express growth (za nic nie mogę znaleźć numerka, ani nazwy koloru niestety). 8,5 ml, koszt 4,99 zł. Według producenta multi-witaminowa formuła ma wspomagać wzrost paznokcia. Czy jest to prawda, na razie nie mogę stwierdzić, bo mam ten lakier na paznokciach dopiero 2 dni. Ale jak widzicie, kolorek jest śliczny - pastelowy łosoś.

To tyle z moich lipcowych zakupów. Miałam sobie darować My Secret, ale dziś dostałam bombową propozycję pracy - a już miałam depresję, bo tyle czasu rozsyłałam CV i nikt się nie odzywał. Musiałam więc jakoś się nagrodzić i dowartociować ;) Jutro i pojutrze będę jeździć na szkolenia, więc trzymajcie za mnie kciuki :)


Letni konkurs makijażowy!



Razem z Klubem Mariza chciałabym Was zaprosić do udziału w konkursie makijażowym dla kreatywnych, organizowanym przez Klub Mariza. Zadanie polega na przedstawieniu swojej propozycji makijażu na lato. Jak widać temat jest dość szeroki, więc i macie duże pole do popisu, bo może to być makijaż zarówno dzienny, jak i coś bardziej szalonego na wieczór.

Do dnia 24 lipca (godz 0:00) należy przesłać zdjęcia propozycji na adres mailowy kontakt@klubmariza.pl. 25 lipca wszystkie nadesłane makijaże zostaną opublikowane na fanpage KlubMariza.pl. Do 31 lipca będziecie mieli czas, żeby zebrać jak największą ilość "lajków" pod zdjęciem.

3 zwycięskie makijaże zostaną nagrodzone zestawem kosmetyków Mariza!"



Konkurs organizowany jest na fanpage Klubu Mariza https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=320264634734328&id=179848792109247. Tam odbędzie się głosowanie. Jest to też właściwe miejsce do zadawania pytań w razie jakichkolwiek wątpliwości.


Serdecznie zapraszamy do udziału w konkursie i wszystkim uczestniczkom życzymy powodzenia :)

Makijaż # 9: Liliowy makijaż z mocno podkreśloną dolną powieką

Makijaż inspirowany tym, że wczoraj na wyprzedaży w Naturze dorwałam piękny liliowy cień z Catrice, no nie mogłam mu się oprzeć - od dawna coś takiego za mną chodziło ;) No i kupiłam. Okazało się, że pięknie wydobywa zieleń z moich szaro-zielonych oczu, także polecam taką kolorystykę wszystkim zielonookim o chłodnym typie urody. Myślę, że zaprezentowany makijaż również będzie pasował paniom o typie urody zima.

Makijaż prezentuje się następująco:






Na górnej powiece dominuje perłowy liliowy wycieniowany fioletem, załamanie neutralne (beż), tradycyjnie delikatnie rozjaśniony wewnętrzny kącik i łuk brwiowy, no i mocno podkreślona dolna powieka - czarna kredka na linii wodnej (co się rzadko pojawia w moich makijażach), no i niebieski cień na dolnej powiece. Nie szalałam z żadnymi kreskami na górnej powiece, gdyż mocno została podkreślona dolna powieka. Postawiłam też na neutralne usta i policzki. Tylko liliowy cień jest perłowy, reszta matowa, by oko nie wyglądało jak kula dyskotekowa.

Mam nadzieję, że ta propozycja komuś przypadnie do gustu :)

poniedziałek, 16 lipca 2012

Podkład mineralny kryjący Annabelle Minerals - pierwsze wrażenia

Od razu zaznaczam, że nie jest to jeszcze pełna, typowa recenzja, gdyż nie wiem jeszcze jakie będzie pielęgnacyjne działanie podkładu - używam go niecałe 2 tygodnie. Ale postanowiłam napisać tę krótką notkę, w razie jakby ktoś chciał ten podkład zamówić i nie może się zdecydować jaką formułę wybrać.

Posiadam podkład kryjący w kolorze Beige Light, czyli w chłodnej tonacji.

Podkład mam przyjemność testować dzięki wygranej w rozdaniu na blogu Kosmetyczne Pokusy, za co ogromnie dziękuję :)

Przejdę zatem do rzeczy.

Opakowanie na początku moje obawy wzbudziły dziurki w tym wewnętrznym wieczku (dozującym) - myślałam, że są za duże i będzie się z nich wysypywać multum podkładu. Tak się na szczęście nie dzieje. Opakowanie jest wygodne i praktyczne, nie ma problemu z utrzymaniem go w czystości.




Skład cudowny! Faktycznie są to same minerały, bez ulepszaczy. Składników jest 5, więc w porządku. Podkład zawiera naturalne filtry, co daje nam SPF 15, czyli jak na tak naturalny skład, całkiem nieźle.



Aplikacja wysypuję na wieczko trochę podkładu, nabieram na pędzel typu flat top - używam na zmianę HAkuro H50 i H51 (H50 jest do tego wg mnie nieco lepszy - zależy od preferencji, ale H51 też naprawdę dobrze się tu spisuje). Nabieram dużo podkładu i strzepuję nadmiar, po czym kolistymi ruchami wcieram go w twarz - robię to dokładnie, by podkład dobrze współgrał ze skórą, dłużej się trzymał i nie dawał efektu maski (jak nie wpracuję go dobrze np. w czoło, podkreśla mi zmarszczki mimiczne, gdy dobrze go wpracuję tuszuje te zmarszczki, dlatego trzeba go solidnie wetrzeć w skórę). Ważne by nakładać podkład, gdy już krem się wchłonie, żeby nie powstała nam skamielina na twarzy.

Efekt podkład jest lekki, nie czuję że mam go na twarzy, wygląda bardzo naturalnie i przy tym daje dość duże krycie - nie zakrywa tylko mocniejszych przebarwień i niedoskonałości, z resztą radzi sobie świetnie (nie chcę większego krycia, bo nie zależy mi na efekcie photoshopa, a poza tym na większe przebarwienia czy inne niedoskonałości mam przecież korektor). Dużo dziewczyn pisze, że ten odcień jest dla nich za różowy - dla mnie jest w porządku - nie jest to taki mocny odcień różu - wg mnie bardzo wpada w beż, więc dla mnie jest idealny, skoro mam różową skórę, ale nie chcę efektu świnki - w neutralnej tonacji wyglądałabym pewnie blado, a w gold zbyt żółto, więc beige jest w sam raz.

Ta część postu jest tylko dla odważnych, ponieważ zobaczycie w niej moją twarz bez podkładu :P

Zdjęcia przed i po aplikacji podkładu:




Jak widać, podkład dobrze zakrył większość niedoskonałości, będących efektem ostatnich szaleńśtw moich hormonów.

Trwałość gdy nałożę go rano teraz, w upały, ok. godz. 17-18 twarz zaczyna mi się już świecić, ale wystarczy do poprawek bibułka i trochę pudru mineralnego i mam mat do późnej nocy. W chłodniejsze dni pewnie będzie trzymać się dłużej. Ja uważam, że prawie cały dzień w tych warunkach, biorąc pod uwagę lekkość podkładu, to naprawdę rewelacyjny wynik.

Cena 50 zł/10 g

Ocena pierwszych wrażeń: 5/5

Aktualizacja opini: TUTAJ

czwartek, 12 lipca 2012

Pędzle do twarzy - nowi ulubieńcy

Hej!
Wczoraj nie było posta, dzisiaj też miało nie być, bo jestem chora, ale że jutro jadę do mojego rodzinnego miasta i też nie wiem czy znajdę czas na pisanie, to jednak postanowiłam dziś coś wrzucić. Tym bardziej, że mam na kompie sporo fotek różnych produktów do recenzji, więc aż się prosi, żeby o którymś napisać.

Wpis o pędzlach podzieliłam na dwie części, żeby Was nie zanudzić i żebym sama nie padła z wycieńczenia podczas pisania tego posta :P Jak jakiś czas temu wspomniałam, jakiś czas temu przybyło mi trochę nowych pędzli, wśród których mam już swoje typy. Napomknę też trochę o pozostałych pędzelkach z mojej kolekcji - tych starych i nowych (na zasadzie porównania na przykład). Żeby nie przedłużać, przejdę do rzeczy - dziś moi ulubieńcy wśród pędzli to twarzy.

Pędzel do podkładu: Hakuro H51




To chyba nie jest wielkie zaskoczenie. Pędzel ten dostałam w prezencie od mojego chłopaka. Jest to znany pewnie wszystkich flat top z włosia syntetycznego. Idealny do podkładu płynnego, ale świetnie sprawdza się też przy podkładzie sypkim mineralnym - takiego ostatnio właśnie używam i gdy mój ulubiony pędzel do podkładu mineralnego jest mokry, czy brudny, podkład ten aplikuję właśnie pędzlem Hakuro H51. Nie wypadł miz tego pędzla żaden włos (ale na razie używam do 3 tygodnie - jak coś się zmieni, dam znać). Włosie jest gęste, dzięki czemu pochłania mało podkładu. W przypadku podkładu płynnego czy kremowego warto jest przed aplikacją spryskać pędzel wodą lub płynem miceralnym, czy tonikiem (ja tak robię) i wtedy włosie pochłania jeszcze mniej produktu. Gęste włosie pozwala również równomiernie, bez żadnych smug rozprowadzić podkład na twarzy, dając bardzo naturalny efekt. Minusem tego pędzla jest to, że przez to gęste włosie dość długo schnie, choć zwykle gdy umyję do wieczorem, rano jest już suchy, także schnie jakieś 10-12 godzin. Czasami ciężko domyć go z podkładu płynnego, mineralny schodzi znacznie łatwiej. Ale i tak póki co całe włosie jest bielutkie - nie mam żadnych pomarańczowych plam w środku włosia, jak niektóre dziewczyny. Jeśli chodzi o zużycie podkładu, to nie widzę różnicy - przy nadkładaniu palcami, czy płaskim pędzlem zużywam tyle samo podkładu (więcej zużywam tylko przy aplikacji gąbką). Pędzel wygodnie leży w dłoni, rączka ma odpowiednią długość (nie stukam nią o lustro). Włosie jest delikatne, nie podrażnia mojej wrażliwej skóry.

Polubiłam ten pędzel na tyle, że płaski pędzel z Riv Gosha poszedł w odstawkę i używam do aktualnie do aplikacji maseczek (do czego swoją drogą świetnie się sprawdza).

Ocena: 4,5/5 (za to, że długo schnie odjęłam 0,5)

Pędzel do pudru i podkładu mineralnego: Hakuro H 50



Myślę, że tego pędzla również nie trzeba nikomu przedstawiać. Kolejny flat top z włosia syntetycznego, którego początkowo używałam go do nakładania pudru mineralnego. Ostatnio przerzuciłam się na puder mineralny i ten pędzel do jego nakładania również prześwietnie się sprawdza, gdyż jego włosie jest mega delikatne i dobrze wpracowuje podkład w skórę. Włosie jest gęste, ale nie tak jak w Hakuro H51. Jest go jednak więcej, gdyż pędzel ten jest większy. W związku z tym długo schnie, bo minimum 12 godzin i to jest jego ogromny minus. Ale przyjemność używania to rekompensuje. Dodam, że pędzel ten kupiłam używany po okazyjnej cenie na allegro w zestawie z paroma innymi akcesoriami i kosmetykami, ma on bardziej srebrzystą skuwkę niż nowsze pędzle, więc został wyprodukowany przed marcem 2011, kiedy to Hakuro miało jeszcze problemy z klejami i z wypadającym włosiem. I faktycznie poprzedniej właścicielce pędzel się rozkleił i pojawiło się lekkie pęknięcie na trzonku, na szczęście wystarczyło trochę kleju Kropelka i dało się to naprawić. Włosie natomiast mimo upływu czasu trzyma się doskonale i pędzel zapamiętuje swój kształt - po umyciu wkładam go tylko do kubeczka i nic więcej z nim nie robię i rano jest taki jaki ma być (podobnie również Hakuro H51).

W odstawkę poszedł więc mój pędzel kabuki z Riv Gosh, gdyż jego włosie trochę mnie drapało (do tego puszcza kolor w praniu, co mnie trochę irytuje - ale teraz nie puszcza go już tak dużo jak na początku). Na razie się o nie pozbyłam - chcę go sobie zostawić na wyjazdy, gdyż ma krótką rączkę i zajmuje mało miejsca w kosmetyczce.

Ocena: 4/5

Pędzel do różu: Hakuro H21




Widzę, że Hakuro u mnie ostatnio dominuje, ale po prostu miałam ochotę trochę intensywniej potestować pędzle tej marki ;)

Krótko: włosie naturalne (chyba kozy), tlenione, skośnie ścięte, dość gęste, mięciutkie, delikatne. Szybko schnie. Czasami trzeba mu pomóc odzyskać kształt po myciu (przy złym ułożeniu potrafi się odkształcić, nie na stałe na szczęście). Dobrze nabiera produkt, można nim stopniować efekt. Do różu świetny, do konturowania również, no chyba że ktoś na bardzo drobną twarz, to może być trudniej. Kupiłam na wypróbowanie, bo nigdy nie miałam pędzla skośnego do różu czy konturowania i bardzo się polubiliśmy.

Mój rozczapierzony i drapiący For Your Beauty stał się zatem pędzlem do odkurzania z laptopa :P (choć mam do niego sentyment, bo to mój pierwszy pędzel).

Ocena: 4/5

Pędzel do konturowania: Maestro 150, rozmiar 22



Pędzel w włosia naturalnego, dość miękki, kształt spłaszczonego jajeczka, ale zakończony w szpic, dzięki czemu jest wielofunkcyjny - bokiem nakładamy róż, a szpicem bronzer, którego nabieramy na koniuszek i rozcierany bokami pędzla, tworząc ładne przejście koloru. Dzięki swojemu kształtowi zapewnia nam precyzyjne konturowanie. Pędzel szybko schnie. Początkowo wypadło mu kilka włosów. Dobrze zapamiętuje swój kształt. Minusem jest długa rączka, którą często stukam o lusterko. Natomiast jej kształt jest świetny - pędzel dobrze i stabilnie leży w dłoni. Ostatnimi czasy stał się moim ulubieńcem do nakładania różu.

Ocena: 4,5/5 (za długą rączkę odejmuję 0,5)


Pędzel do korektora: Hakuro H60



Kupiłam na wypróbowanie przy okazji dużego zamówienia na allegro, bo pędzel jest tani (10,90 zł).

Krótko: włosie syntetyczne, ścięte w szpic, co daje precyzyjne nakładanie korektora, bo pędzel jest dość mały. Świetnie nakłada mój kremowy korektor z Rimmela na niedoskonałości, pod oczy jednak wolę nakładać ten korektor palcem, gdyż na większych powierzchniach skóry ten pędzelek robi maleńkie smugi. Sprawdza się też w aplikacji cieni do powiek na mokro, a także jako pędzelek do ust. Uwielbiam go za wielofunkcyjność. Włosie z niego nie wypada, szybko schnie, nie odkształca się.

Ocena: 4,5/5

Jak widać preferuję pędzle dość przystępne cenowo, z przy tym dobrej jakości i wielofunkcyjne. Ale jako że lubię nowości moja kolekcja mimo że jestem sknerą będzie się pewnie powiększać - ciekawość zwycięża. Kusi mnie na przykład nowość Hakuro - pędzel do korektora H22 - używałabym go zapewne do nakładania pudru mineralnego w okolicach oczu. Ale na razie oszczędzam, więc może jesienią pomyślę nad zakupem tego cuda.

A jakie są Wasze typy wśród pędzli do twarzy?