niedziela, 6 maja 2012

Ulubieńcy kwietnia

W kwietniu robiłam naprawdę dużo zakupów kosmetycznych (a to się coś skończyło, a to promocja była - wiecie jak to jest) i przetestowałam sporo nowych produktów. Żeby nie przedłużać, zaczynamy:


Pędzel syntetyczny (z nylonu), płaski do podkładu Riv Gosh Professional. Niestety jest on niedostępny w Polsce - aktualnie mieszkam w Rosji i tutaj go kupiłam (producenten jest rosyjska firma). Kosztował 170 rubli, czyli jakieś 19 zł. Nie jest to nie wiadomo jak wspaniały pędzel, ale nie jest też drogi. Dobrze rozprowadza podkład, ale czasem robi smugi, więc trzeba nabrać wprawy w posługiwaniu się nim. Nie jest duży, dzięki czemu można nim łatwo dotrzeć w trudno dostępne miejsca twarzy (ja daję radę dotrzeć nim w skrzydełka nosa, a także rozprowadzić podkład na powiekach). Świetnie nadaje się również do nakładania na twarz maseczki z glinki ;) Może również zastąpić czasami pędzel do korektora z racji jego rozmiaru. Przypomina trochę Hakuro H 18, ale zapewne mu niego nieco brakuje ;) Łatwo się go czyści, szybko schnie. Nie wypija zbyt dużo podkładu, daje dobre krycie. Jest dobrze skonstruowany - dobrze leży w dłoni, nic się w nim nie rusza, nie obluzowuje, włosie nie wypada, napisy na razie się nie ścierają. Podsumowując - przyzwoity pędzel za niewielkie pieniądze, świetny dla tych, do tak jak ja zaczynają budować kolekcję swoich pędzli. Naprawdę szkoda, że nie jest dostępny w Polsce. Odkąd go używam rzadko nakładam podkład palcami - chyba, że się spieszę, bo nakładanie nim podkładu trochę trwa z racji jego rozmiaru. Ale jestem zadowolona :)

Jak już jesteśmy w temacie pędzli do podkładu - mój chłopak zakupił mi ostatnio na urodziny pędzel Hakuro H 51, o którym marzyłam od jakiegoś czasu :) Niestety dostanę go dopiero jak przyjadę do Polski. Oczywiście Riv Gosh nie pójdzie w odstawkę - jak już pisałam daje duże krycie, więc przyda się, gdy moja skóra będzie miała gorsze dni, poza tym dociera świetnie z zakamarki, no i jest fenomenalny w nakładaniu maseczki z glinki, więc i tak zaprzyjaźniliśmy się raczej na dłużej ;)



Płaski pędzel z włosia sobola do aplikacji cieni Riv Gosh. Dałam za niego 150 rubli, czyli jakieś 16 zł, o ile dobrze pamiętam. Może nie jest to niska cena jak na zwykły pędzel do aplikacji cieni, ale ja ten pędzel naprawdę uwielbiam - ma świetną długą rączkę, która dobrze leży mi w dłoni, nic się z nim nie dzieje i spełnia swoje zadanie perfekcyjnie. Nie tylko dobrze nakłada cienie, dobrze je też rozciera, a jak się uprzeć, to można nawet nałożyć nim cień na dolną linię rzęs - wypróbowałam dzisiaj i wygląda to naprawdę dobrze. Z początku trochę mnie kłuł, ale to pewnie dlatego, że nigdy wcześniej moja powieka nie miała styczności z pędzlem z naturalnego włosia. Po paru dniach to minęło. Na początku po praniu odstawało na boki kilka włosków, ale po kilku praniach to minęło i teraz jest wszystko idealnie.



Ostatni pędzel Riv Gosh zakupiony przeze mnie w tym miesiącu - jest to podwójny pędzel do smokey eye. Również kosztował ok. 150 rubli. Charakteryzuje się tym, że po jednej stronie mamy pędzel bardziej kulkowy z włosia naturalnego, który m dobrze można poprowadzić pędzel w załamaniu powieki. Fajnie też rozciera cienie na dolnej powiece. Z drugiej strony mamy końcówkę do robienia kresek - do eyelinera niestety mi się nie sprawdziła, ale jest świetna do nakładania cienia na brwi i precyzyjnego uzupełniania braków w tych brwiach ;) świetnie też robi nim się kreskę z cieni do powiek, co dla mnie jest świetną opcją, bo często robię na powiece kreskę kredką i lubię nałożyć na nią kreskę z cienia i dopiero wtedy to wszystko ładnie rozetrzeć. Niestety w związku z tym, że ta cieńsza końcówka z włosia syntetycznego jest wysuwana, łatwo też może się wsunąć z powrotem do środka (wystarczy mocniejszy nacisk), więc też potrzeba trochę wprawy, żeby nad tym pędzlem zapanować. Pędzle te łatwo się pierze, kulka potrafi się niestety po praniu trochę rozczapierzać :/ Ale jest to świetny pędzel na przykład w podróż, gdyż jak na kulkę nałożymy dołączoną do niej nakrętkę i schowamy pędzelek skośny, to ten pędzelek jest mały i kompaktowy. Jak ktoś się uprze, to może nim wykonać pełny makijaż oka, także świetna opcja na wyjazdy.



Rimmel Hide the Blemish Concealer. Cena: 170 rubli. Ja mam odcień 001 Ivory. Jest to najjaśniejszy odcień, wpada trochę w żółć. Ma nieco kremową konsystencję i jest świetny do zakrywania przebarwień i drobnych niedoskonałości. Od biedy nada się do przykrycia cieni pod oczami, ale trzeba uważać, bo jako że jest gęsty, może się rolować w zmarszczkach i tylko je uwydatni. U mnie sprawdza się super jako baza pod cienie i jak rozprowadzę go bardzo cieńką warstwą nie roluje się w załamaniu powieki i cienie trzymają się na nim cały dzień. Zauważyłam, że położony na pryszcze trochę je zasusza, ale dla mnie to raczej dobrze, bo zmiany trądzikowe szybciej się goją.




30-sekundowy peeling Loreal Pure Zone do codziennego stosowania. Wcześniej nie używałam codziennie peelingu, ale w tym suchym klimacie okazało się, że codzienny delikatny peeling jest niezbędny. Dobrze oczyszcza, nie drażni mojej wrażliwej skóry (choć trochę się tego obawiałam). Trochę zmniejszył mi się trądzik, ale nie wiem czy to po tym. Stosuję go wieczorem po mleczku do demakijażu. Używam go od jakiś 4 tygodni i jeszcze przynajmniej połowa go została, więc raczej jest wydajny. Cena: ok. 170 rubli z tego co pamiętam.










Mleczko do demakijażu Nivea Visage dla skóry suchej - dobrze zmywa makijaż. Idzie nim nawet zmyć delikatny makijaż oczu, nie podrażnia, dość wydajne. Dość przyjemny zapach, fajna konsystencja (nie za rzadka) Cena: ok. 120 rubli.
















Płyn do demakijażu oczu dwufazowy Nivea Visage. Radzi sobie ze zmywaniem delikatnego makijażu oczu, choć czasem trzeba się natrudzić, żeby całkowicie zmyć nim tusz do rzęs. Ma problem ze zmyciem eyelinera, mimo że mój eyeliner nie jest wodoodporny :/  Gdy się do nakłada i parę minut jeszcze po nałożeniu ma się takie dziwne uczucie ciepła na powiekach, trochę jakby chciało piec, ale to nie pieczenie. Nie podoba mi się to niestety. Ale może to jest wina mojej wrażliwej skóry... Jest to chyba jedyny produkt w tym miesiący, z którego nie jestem zbytnio zadowolona. Cena: ok. 100 rubli (jakieś 11 zł).

Edit: niestety po dłuższym użytkowaniu pojawiło się już typowe pieczenie, dlatego nie polecam dziewczynom z wrażliwą skórą :(







Róż Revlon Matte Powder Blush, odcień Blushing Berry. Odkąd go używam stał się moim ulubionym różem. Ma odcień jasnego lekko ciepłego różu. Pigmentacja jest dość słaba, ale właśnie dzięki temu nie zrobimy sobie nim krzywdy i efekt jest naprawdę naturalny. Ma trochę maleńkich drobinek, ale dzięki temu daje dodatkowo efekt rozświetlonej zdrowej skóry. Czasem posługuję się załączonym pędzelkiem z włosia naturalnego, choć lepiej sprawdza się on do rozświetlacza. Co prawda byłby wygodniejszy w użyciu gdyby miał rączkę, ale czego chcieć od pędzelka dołączonego do różu. Ale jest bardzo miły i delikatny w dotyku, dobrze się pierze. Cena różu: 239 rubli (jakieś 25 zł).



Tonik do skóry suchej i wrażliwej Garnier Skin Naturals. Tutaj mam mieszane uczucia. Ma świetny zapach, fajnie odświeża skórę, ale niestety czasami skóra jest po nim ściągnięta (pewnie to zależy też od tego jaki moja skóra ma dzień). Niestety nie jest zbyt wydajny - mija miesiąc i już się kończy, dla mnie to trochę szybko jak na tonik, zwłaszcza taki za 150 rubli.













Szminka Rimmel, odcień Airy Fairy (070). Koszowała ok. 170 rubli. Ma piękny delikatny ciepły, różowy kolor z drobnymi złotymi drobinkami. Jak widać na zdjęciu daje też niewielki połysk. Pasuje do większości typów urody w Polsce. Kolor ten jest nieco jaśniejszy od mojego naturalnego koloru ust, więc jest to dla mnie świetny nudziak. Niestety może wysuszać usta. nie jest też zbyt trwała - zjada się w ciągu 3-4 godzin. Pięknie pachnie.






Błyszczyk Lavelle w brzoskwiniowym kolorze. niestety prawdopodobnie niedostępny w Polsce. Kosztował śmieszna pieniądze, bo ok. 25 rubli, dlatego się na niego skusiłam (normalnie nie lubię błyszczyków). Raczej nie daje efektu klejenia, fajnie wygląda na ustach, daje naturalny kolor, usta wyglądają na takie świeże i bardzo kobiece. Nie jest zbyt trwały, ale czego chcieć za tak śmieszne pieniądze.





Zapomniałam jeszcze zrobić fotek Kremu Nivea na noc do skóry normalnej i suchej. Dużo osób narzeka że jest tłusty. Faktycznie tłusty jest, ale co to za różnica, skoro w nocy i tak nikt mnie nie ogląda ;) Nakładam go cieniutką warstwą, dzięki czemu do rana wchłania się całkowicie (czasem zostaje lekki film w strefie T i wtedy przecieram skórę tonikiem). Kosztował jakieś 120 rubli. Jeżeli komuś nie przeszkadza tłusta skóra w ciągu nocy, polecam ;)


Ostatnim ulubieńcem są chusteczki nawilżające, nasączone wyciągiem z aloesu, firmy Ola. Za 15 sztuk zapłaciłam jakieś 16 rubli. Świetne do czyszczenia rąk, twarzy, do odświeżania strefy intymnej nawet.









Gratuluję tym, którzy dobrnęli do końca, bo w tym miesiącu faktycznie nowości u mnie było sporo. I tak nie napisałam o wszystkim, ale starałam się jednak wybierać produkty, które są dostępne w Polsce - jakbym chciała zasypywać czytelniczki wyłącznie kosmetykami rosyjskimi, musiałabym prowadzić bloga w języku rosyjskim, kierowanego do Rosjanek ;)

Pozdrawiam ciepło!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :) Każdy Twoje pozostawienie śladu, uwagi, opinii jest dla mnie bardzo ważne.

Reklamy, spamy i obraźliwe wpisy będą usuwane.