środa, 27 czerwca 2012

Recenzja paletki Essence Sun Club odcień 01 Soutch Beach

Wreszcie recenzja paletki Essence Soutch Beach. Seria Sun Club zawiera 2 paletki - druga to nudziaki, zapomniałam jej nazwy. Sporo dziewczyn skusiło się właśnie na nudziaki i się zawiodło, bo kolory wyglądają na powiece mdło i zlewają się w jeden. Ja lubię zabawę kolorem, więc wybrałam Soutch Beach.

Cienie te prezentują się następująco:



A tutaj swatche:


Do paletki załączony jest aplikator z pędzelkiem. Pacynki czasami używałam do nakładania cienia na mokro, jednak ostatnio przerzuciłam się już na pędzel syntetyczny Hakuro H60, który radzi z tym sobie dużo lepiej. Kolory z paletki są dość ciekawe - stworzymy z nich zarówno zwykły dzienny nudziak, jak i bardziej szalony i kolorowy makijaż. Te 3 niebieskości plus żółć i pomarańcz dają faktycznie wrażenie takiego zachodu słońca nad ciepłym morzem, czyli nazwa Soutch Beach jak najbardziej trafna.

Pigmentacja cieni na sucho jest średnia, na mokro rewelacyjna. Niektóre cienie są tempe (zwłaszcza pomarańcz, przy którym trzeba naprawdę się napracować, by solidnie nabrać go na pędzel), inne z kolei są bardzo miękkie i dość szybko się przez to zużywają (najbardziej beżowy). Złoty cień to w zasadzie same drobinki, co z początku mi się nie podobało. Jednak okazuje się, że można tym kolorem fajnie urozmaicić po prostu wszystkie inne cienie, których używamy - jeżeli chcemy żeby były bardziej rozświetlające, można nałożyć pędzelkiem delikantie na sucho taką złotawą mgielkę, gdyż te drobinki są bardzo drobne. Cienie przy aplikacji lubią się osypywać. Bez bazy słabo je widać i krótko się trzymają, na bazie trzymają się jakieś pół dnia (ok. 6 godzin). Nie są to cienie typowo perłowe, są bardziej satynowe, albo lekko perłowe. Niektóre z nich zawierają drobinki - brąz ma dużo złotych drobinek, beż też ma trochę, a złoty to same drobinki. Żywsze kolory są bez drobinek. Moim ulubionym kolorem w tej paletce jest zdecydowanie ten beżowy (czego można się domyślić po widoczności zużycia). Nadaje się jako samodzielny cień na powiekę, ale ja najczęściej używam go do rozcierania, w czym spisuje się świetnie. Niestety w rozcieraniu ma jeden poważny minus - drobinki, które lepiej wyglądają na ruchomej powiece niż w załamaniu :/ Dlatego pewnie będę za jakiś czas szukać matowego odpowiednika tego cienia w Inglocie, gdyż jest to dla mnie kolor niezbędny w codziennym makijażu.

Wracając do paletki - 8 cieni waży 7,5 g (więc są trochę małe). W Polsce kosztują ok. 13 zł (ja kupowałam w Rosji i tam kosztowały ok. 24 zł).

Podsumowując: Jeżeli ktoś posiada bardzo małe fundusze i chce się pobawić kolorem, może spróbować kupić właśnie tą paletkę. Niektóre cienie, zwłaszcza beż, bardzo przypadły mi do gustu. Jak ktoś może wydać nieco więcej, to polecam jednak kupić Sleeka, gdzie z wysyłką za ok. 36 zł mamy 12 cieni o wadze 1,1 g każdy i super pigmentacji. Ogólnie Sleek jest lepszy jakościowo. Ale jeśli ktoś zaczyna bawić się w makijaże, ma mniejsze fundusze i chciałby się czasem trochę pobawić kolorem, jak i móc zrobić makijaż nude na co dzień, to może zainwestować w tą paletkę. Cienie te mają małą pojemność, więc jak któregoś nie będziemy używać, nie będzie takiego żalu że się marnuje, no i mamy duże szanse na zużycie cieni przed upływem terminu ważności.

Ocena: 3/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :) Każdy Twoje pozostawienie śladu, uwagi, opinii jest dla mnie bardzo ważne.

Reklamy, spamy i obraźliwe wpisy będą usuwane.