poniedziałek, 9 grudnia 2013

3-miesięczne denko: wrzesień - październik - listopad 2013, cz. I

Hej :)

Zabijcie mnie za to ogromne denko! Sama się już hejtuję za ten 3-miesięczny projekt, ale zawsze było coś, zawsze brakowało czasu, weny i tak dalej bla, bla bla... Właśnie przez te ostatnie 3 miesiące mało mnie było na blogu i spora część tych kosmetyków nie jest zrecenzowana <wali głową w ścianę>. Myślałam przez ostatnie kilka dni co z tym fantem zrobić. I uznałam, że wrzucę tu multum króciutkich recenzji, a jeśli uznam, że coś zasługuje na osobną notkę z recenzją, bądź po prostu dacie znać w komentarzach, że coś Was szczególnie interesuje i chcecie o tym wiedzieć więcej, to w ciągu najbliższych 2 tygodni wrzucę recenzje tych kosmetyków. Notkę podzieliłam na 2 części, bo opisanie tylko kosmetyków w jednym poście byłoby już totalnym przegięciem.

Notka będzie też niezbyt uporządkowana, za co przepraszam. Wynika to z tego, że we wrześniu byłam jeszcze w moim rodzinnym mieście i oczywiście nie wiozłam stamtąd pustych opakowań po kosmetykach, więc tamtą część denka mam na innym zdjęciu i nie są sfotografowane kategoriami. Mam nadzieję, że mi to wszystko wybaczycie i może chociaż przejrzycie tego posta (tym, które przeczytają od dechy do dechy z góry gratuluję). A jeśli nie macie ochoty na taką denkowo-recenzjową masakrę, to po prostu nie czytajcie - nie obrażę się i nawet doskonale Was zrozumiem :D

Dobra - przechodzę do rzeczy, bo ten post i tak będzie tragicznie długi ;)

Legenda:
na pewno kupię ponownie
być może jeszcze kupię
na pewno już nie kupię

Denko wrześniowe

No i to zdjęcie w dodatku fatalne, bo robione tuż przed przeprowadzką do Torunia, późną nocą jak się pakowałam i wyrzucałam niepotrzebne graty :P


Peeling do ciała BeBeauty Spa Borówka - recenzja TUTAJ. Być może odkupię - ciężko go dorwać, bo nie ma go w stałej sprzedaży w Biedronce. Poza tym ostatnio zakochałam się w bardziej kremowych peelingach do ciała. Ale jak będę miała ochotę na coś delikatniejszego, to być może do niego wrócę. 
Następca: Peeling do ciała Soap&Glory Pulp Friction.

Płyn miceralny BeBeauty - recenzja TUTAJ. Przez długi czas był moim ulubieńcem, ale w końcu mi się znudził. Być może jeszcze do niego wrócę, chociaż nie wiem, bo pokochałam wielce jego następcę ;)
Następca: Płyn miceralny Bourjois.

Płyn dwufazowy Bielenda Bawełna - nie jest to jeszcze ideał, ale naprawdę go polubiłam, bo dobrze zmywał wodoodporny makijaż. Tylko w połowie drugiego opakowania zaczął zostawiać mi mgłę na oczach. A szkoda, bo przed tym sprawował się lepiej niż Awokado, które recenzowałam TUTAJ.
Następca: Płyn miceralny Bourjois.

Szampon Babydream - recenzja TUTAJ. Po wielu miesiącach używania przestał mi służyć, ale wynika to raczej z tego, że zmieniły się ostatnio potrzeby moich włosów (przez ostatnie ponad 2 miesiące borykałam się z problemem zbytniego nawilżenia i potrzebowałam mocno oczyszczającego szamponu, a ten do takich nie należy).
Następca: Szampon przeciwłupieżowy DeBa i Schauma Fresh It Up!

Srebro koloidalne Argentum200 - recenzja TUTAJ.
Następca: Tonik Bielenda Pharm Trądzik.

Maseczka do twarzy Avon Planet Spa z Minerałami z Morza Martwego (stara wersja) - lubię tą maseczkę i niejednokrotnie trafiała ona do moich ulubieńców. Dobrze oczyszcza twarz, skóra jest po niej wypoczęta, miękka i świeża, a pory nieco zwężone. Nie przepadam za pielęgnacją Avonu, ale ta maseczka naprawdę im się udała i będę do niej wracać.
Następca: Maseczka Avon Planet Spa z Masłem Shea (stara wersja).

Maska do włosów L'Biotica Biovax do włosów farbowanych - recenzja TUTAJ. Maska ta naprawdę świetnie służy moim farbowanym, delikatnym włosom - odżywia je i nawilża, a jednocześnie nie obciąża. Aktualnie mam do zużycia jeszcze kilka masek, ale jak mi się już skończą, z pewnością wrócę do tej.
Następca: Maska L'Biotica Biovax z proteinami oraz maska L'Biotica Biovax Naturalne Oleje.

Farba Wellaton w piance Wiśniowa Czerwień - recenzja TUTAJ. Nie wiem czy odkupię, bo lubię eksperymentować i ostatnio postawiłam na jaśniejszą czerwień, przy której pewnie przez jakiś czas zostanę. Na pewno w Wiśniowej Czerwieni denerwowało mnie to, że wilgotne włosy po umyciu przez 2 tygodnie od farbowania brudziły wszystko wokół. O dziwo przy Wulkanicznej Czerwieni z tej samej serii wilgotne włosy brudzą tylko przy pierwszych dwóch myciach i między innymi to skłania mnie do pozostania właśnie przy wulkanicznej czerwieni.
Następca: Farba Wellaton w piance Wulkaniczna Czerwień.

Peeling enzymatyczny Lirene - uwielbiam. Jak na enzymatyczny peeling drogeryjny jest naprawdę mocny i skuteczny. Chociaż wiadomo że do takiego ździeraka jak mechaniczny peeling szafirowy Yoskine jeszcze mu daleko. Ale jest naprawdę fajny do skóry z niedokonałościami, której boimy się podrażnić peelingiem mechanicznym i rozsiać nim zarazki.
Następca: Delikatny peeling enzymatyczny Lirene.

DermoMinerały, Maseczka Redukująca Trądzik - raczej za krótko jej używałam, by zredukowała mi trądzik. Nie mogę jej jednak za bardzo używać, bo strasznie wysusza mi skórę, co w konsekwencji kończy się podrażnieniem.

Podkład Maybelline Affinitone do wszystkich typów cery, odcień Opal Rose - naprawdę przyzwoity podkład za niewielkie pieniądze (kupuję go na promocjach po ok. 17 zł). Wygląda bardzo naturalnie, subtelnie rozświetla i daje średnie krycie, a ponadto występuje w sensownej gamie kolorystycznej - Opal Rose jest chyba moim idealnym odcieniem. Myślę, że poświęcę mu jeszcze osobną notkę, bo mam do niej zdjęcia, a ponadto mam w swojej szufladzie kolejne opakowanie tego podkładu, które czeka na wiosnę.
Następca: ten sam produkt w odcieni Light Sand Beige.

Podkład Bourjois 123 Perfect nr 52 - podkład, który raz kochałam, a raz nienawidziłam, o czym pisałam TUTAJ i TUTAJ. Sprawdza się u mnie jedynie w ciepłe dni, tak około czerwca, przy czym jest bardzo wydajny, więc chyba nie opłaca się go kupować na 2 miesiące w roku...
Następca: Bourjois Flower Perfection nr 51.


Październik i listopad: Włosy


Szampon Babydream - pisałam o nim wyżej, przy denku wrześniowym.

Płyn do higieny intymnej Facelle - kupiłam z myślą o myciu włosów. Całkiem dobrze się do tego sprawdza, bo jest delikatny, jednak po jakimś czasie okazało się, że za delikatny i moje włosy szybko się po nim przetłuszczały. Znalazłam mu jednak inne przeznaczenie - jest to po prostu mój uniwersalny płyn na wyjazdy, którym myję twarz, włosy i całe ciało. Może opakowanie nie jest malutkie (250 ml), ale za to zamiast szamponu, żelu do twarzy, płynu do higieny intymnej i żelu pod prysznic biorę ze sobą tylko ten płyn, więc i tak oszczędzam miejsce w bagażu. A w razie potrzeby przelewam go też do mniejszych pojemników.
Następca: ten sam produkt.

Serum L'Biotica Biovax A+E - recenzja TUTAJ. Raczej kupię je ponownie, bo jest naprawdę fajne. W zapasie mam jeszcze jedno opakowanie.
Następca: Olejek do włosów Schauma.

Suchy szampon Batiste do włosów brązowych - będzie o nim osobna recenzja, chyba. Lubiłam go, ale chyba bardziej przypadł mi do gustu nowy suchy szampon Taft, o którym pisałam w ulubieńcach listopada. W zasadzie w Batiste przeszkadza mi dostępność oraz to, że włosy są po nim mocno matowe i tępe w dotyku, przez co nie wyglądają zbyt zdrowo. Poza tym Taft jednak utrzymuje świeżość włosów nieco dłużej. Ale tak generalnie ten Batiste jest dobry, żeby nie było, jeśli porównać go z innymi suchymi szamonami. Tylko Taft jest moim zdaniem nieco lepszy ;)
Następca: Suchy szampon Syoss do włosów delikatnych.

Suchy szampon Syoss do włosów delikatnych - koszmarek! Mocno bieli i trzeba się trochę namęczyć, żeby to wyczesać. Poza tym nie roi prawie nic - włosy wyglądają na ciut świeższe i mają nieco większą objętość, ale efekt ten jest krótkotrwały. Poza tym nawet dla tego marnego efektu trzeba wypsikać mnóstwo szamponu, przez co wystarczył mi na ok. 4-5 użyć. Chyba bierze się to stąd, że większość szamponu lata w powietrzu i nie chce osadzić się na włosach! Zapach w dodatku jest dość intensywny, więc po takim wielkim psikaniu ten latający w powietrzu pyłek aż dusi i trzeba wietrzyć pokój. Nie, nie i jeszcze raz NIE! Jak dla mnie to on się na bubla roku kwalifikuje.
Następca: Suchy szampon Isana i suchy szampon Taft.

Lakier Taft Boost Up Look - szczerze mówiąc nie wypowiem się o nim, bo rzadko go używałam. Niczego mi nie urwał, ale nie był też zły. Generalnie nie lubię lakierów do włosów i często nawet przed wielkim wyjściem nie pamiętałam by go użyć. W końcu się przeterminował, więc się z nim żegnam.
Następca: lakier Taft Extra Fine Mist.

Farba w piance Wellaton, odcień Wulkaniczna Czerwień - wspominałam już o niej wyżej. Kolor jest cieplejszy i jaśniejszy niż przy wiśniowej czerwieni, podoba mi się. No i do tego włosy brudzą tylko przy pierwszych dwóch myciach i mam wrażenie, że to farbowanie aż tak im nie dokopało, więc jest moc! :D


Dobra - na tym zakończmy ten post, bo ja już nie mam siły pisać, a Wy dłuższego i tak nie przeczytacie :D Resztę denka wrzucę jutro lub pojutrze :)

Używałyście któregoś z opisanych kosmetyków?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :) Każdy Twoje pozostawienie śladu, uwagi, opinii jest dla mnie bardzo ważne.

Reklamy, spamy i obraźliwe wpisy będą usuwane.