sobota, 6 kwietnia 2013

Paleta cieni Sleek Au Naturel

Hej :)

No wow - odkrycie robię z tą paletką. Wszyscy pewnie już ją znają, a ja tu nagle wyskakuję z kolejną recenzją jak Filip z konopi. Będąc jednak fanką palet Sleeka nie mogłam sobie odpuścić recenzji i tego egzemplarza, zwłaszcza że to już klasyk. Jeżeli jesteście ciekawe moich trzech groszy w tym temacie, zapraszam do dalszej lektury :)


Paletę kupiłam w sklepie internetowym wizazysci.pl. Naprawdę szkoda, że kosmetyki Sleek nie są u nas dostępne w sklepach stacjonarnych. Bez problemu natomiast można je dostać w praktycznie każdym internetowym sklepie z kosmetykami. Za swoją sztukę zapłaciłam 32,90 zł. Mimo że Sleek podniósł ceny, kupno tych cieni nadal jest opłacalne, bo trudno znaleźć inną markę, w której kupimy 12 cieni (1,1 g każdy) całkiem przyzwoitej jakości do 35 zł. Fakt, że dochodzi jeszcze cena wysyłki, ale ja zawsze zamawiam albo dwie paletki, albo paletkę plus kilka pędzli, czy co tam sobie w chwili zakupów umyślę. 

Co prawda data ważności cieni to 12 miesięcy od otwarcia, ale ja bym się tym zbytnio nie przejmowała, bo producenci zawsze podają datę z dużą górką, więc w praktyce są zdatne do użytku przez przynajmniej 18 miesięcy. Jeżeli będziemy je trzymać z dala od wilgoci i innych niesprzyjających warunków, jeszcze bardziej przedłużymy ich żywotność. Cień jest tak naprawdę przeterminowany, gdy zmieni się jego zapach, kolor, konsystencja, pogorszy się pigmentacja. Trzeba je zatem obserwować.


Cienie mieszczą się w czarnej, schludnej kasetce, która w środku ma duże lusterko, bardzo przydatne w podróży i nie tylko. Paleta zamykana jest na zatrzask. Niestety zauważyłam, że zatrzaski tych nowszych paletek szybko się wyrabiają - tak się stało u mnie w przypadku paletki Darks i Oh So Special. Z tego powodu muszę opasać te paletki gumką recepturką, gdy chcę je gdzieś transportować, bo mogą łatwo się otworzyć. Z zatrzaskiem palety Au Naturell jeszcze nic takiego się nie stało, ale ona nie była jeszcze aż tak dużo używane jak dwie wspomniane przed chwilą paletki, więc obawiam się, że z czasem i w tym przypadku zatrzask za mocno się wyrobi. Nie mam natomiast takiego problemy z paletą Paraguaya, mimo że swego czasu katowałam ją niemiłosiernie. A Paraguaya ma przecież to stare opakowanie z dużym napisem i w tym opakowaniu zatrzask wygląda inaczej i jest mocniejszy. Może i trochę trudniej otworzyć przez to tą paletę, ale przynajmniej nie mam obawy, że zatrzask wyrobi się w ciągu kilku miesięcy używania, jak miało to miejsce w przypadku Darks czy OSS.


Dość już filozofowania o opakowaniu, bo najważniejsza jest przecież jego zawartość :)

Opiszę pokrótce poszczególne kolory:
NOUGAT - według mnie jest to matowa biel, nie aż tak śnieżnobiała jak biel w palecie Darks, ale wciąż biel - nie dostrzegam tu żadnych kremowych czy innych kolorystycznych tonów. Pigmentacja nie powala, ale efekt można stopniować. Ładnie rozjaśnia wewnętrzny kącik i łuk brwiowy, choć w roli rozświetlacza nie sprawdzi się u ciemniejszych karnacji.

NUBUCK - matowa jasna szarość. Bez bazy ma kiepską pigmentację, z bazą jest już dużo lepiej, ale nadal szału nie ma. Najczęściej używam ją w załamaniu powieki, ale generalnie jakoś nie bardzo mi się podoba ten kolor na moich oczach (pewnie dlatego, że mam szaro-zieloną tęczówkę).

CAPPUCCINO - bardzo ładny matowy beżyk (aczkolwiek ładniejszy jest w OSS). Całkiem fajny jako cień bazowy, ale najbardziej lubię go stosować w szybkich dziennych makijażach do podkreślania załamania, gdyż mam głęboko osadzone oczy i mocne podkreślanie załamania jest u mnie niewskazane. Ten kolor również ma słabą pigmentację, jeżeli użyjemy go bez bazy.

HONEYCOMB - matowa, jasna wanilia. Rzadko używam takich kolorów, choć przy niektórych bardziej kolorowych makijażach zdarza mi się stosować ten cień do rozcierania, czy jako bazowy na ruchomej powiece, albo w wewnętrznym kąciku. U ciemnych karnacji może się sprawdzić jako matowy rozświetlacz. Bez bazy ma kiepską pigmentację.

TOAST - matowa, jasna, pastelowa pomarańczka, taka morelowa. Bardzo mi się podoba i znalazła u mnie wiele zastosowań. Tutaj pigmentacja jest całkiem sensowna, jak na jasny matowy cień.

TAUPE - chyba najbardziej osławiony cień w całej palecie. Również przychylam się do opinii, że jest wspaniały. Jest to perłowe, szampańskie złoto. Świetny na całą powiekę, czy jako rozświetlacz w wewnętrznych kącikach. Kolor piękny, taki trójwymiarowy.

CONKER - perłowy, ciepły brąz, dość ciemny. Świetny do smokey, do przyciemniania załamania, do zewnętrznego kącika, na dolną powiekę, do kreski - co kto lubi ;)

MOSS - zieleń khaki o wykończeniu między perłą a satyną - nie jest to typowa sleekowa perła, tutaj odbicie światła jest bardzo subtelne. Kolor jest naprawdę bardzo ładny i ma wiele zastosowań.

BARK - chłodny, matowy, średni brąz. Dziewczynom z ciemnymi włosami może służyć do zaznaczania brwi. U mnie sprawdza się w roli delikatnej dziennej kreski, ale ma też wiele innych zastosowań - w końcu ogranicza nas tylko nasza wyobraźnia ;)

MINERAL EARTH - perłowy, chłodny, dość ciemny brąz. Faktycznie kojarzy się z ziemią. Piękny kolor, który znowu ma mnóstwo zastosowań.

REGAL - podobno każda paleta Sleek ma jakiegoś bubla. I to jest właśnie bubel w Au Naturell. Matowa brązo-śliwka, chłodna, dość ciemna, którą naprawdę trudno się pracuje, bo cień ten jest mega tępy. no twardy jak skała - nawet ze zrobieniem swatch'a miałam ogromny problem, bo palcem nie da się go ruszyć - musiałam dłuższą chwilę skrobać po nim sztywnym pędzelkiem języczkowym do cieni, by móc go trochę nabrać na rękę. Makabra - nie mam ochoty się ciągle tak bawić, więc w ogóle tego cienia nie używam. Może mój egzemplarz jest jakiś wadliwy... Oświećcie mnie :)

NOIR - sklasyczna, sleekowa, matowa czerń, bardzo mocno napigmentowana, wręcz smolista. Trzeba uważać przy aplikacji, bo ten cień jako jedyny w palecie dość mocno się osypuje.

A tutaj macie swatche:


Trwałość trudno mi ocenić, bo zawsze noszę te cienie na bazie.

Podsumowując:
Generalnie cienie są całkiem fajne. Ale mają też wady - jasne maty koniecznie trzeba nakładać na bazę, by uzyskać sensowną pigmentację. Trochę się też osypują, ale nie jest to jakieś uciążliwe. Wybitnym osypywaniem cechuje się matowa czerń. Najbardziej polubiłam się z ciemnymi i perłowymi cieniami. Te jasne maty na bazie wyglądają w porządku, ale nie mają tego czegoś ;) W wielu makijażach znajdują jednak zastosowanie, więc jestem nawet na tak. Perłowe cienie pokochałam za pigmentację. Totalnym bublem okazał się cień Regal, który jest tępy i z tego powodu trudno go nałożyć i uzyskać sensowną pigmentację.

Paleta ta zawiera neutralne, uniwersalne kolory, dlatego jest moją naczelną paletką wyjazdową - jestem w stanie wykonać nią makijaże dzienne i wieczorowe, praktycznie na każdą okazję. Nie przyda się natomiast fankom kolorów, bo tego tutaj nie uświadczymy. Brakuje mi w niej jeszcze jakiś pośrednich odcieni, bo mamy tu głównie cienie typowo jasne i typowo ciemne. No ale to już zakrawa na czepianie się ;)

Ocena: 4/5

Macie tą paletę? A może wolicie inne palety Sleek, albo w ogóle nie lubicie ich cieni? :)




Recenzja została napisana dla serwisu dobry-salon.pl:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój komentarz :) Każdy Twoje pozostawienie śladu, uwagi, opinii jest dla mnie bardzo ważne.

Reklamy, spamy i obraźliwe wpisy będą usuwane.